9 cze 2015

WKAS: Hermiona: Pocałunek śmierci


          Witaaam!
          Rozdział mim zdaniem nie jest powalający. Wprowadza kilka faktów, sugestii... Niestety nie jestem z niego tak zadowolona, jak z poprzedniego. Jest też troszkę krótszy. W sumie ocenę jego jakości pozostawiam Wam, jeżeli ktoś miałby chwilę prosiłabym o zostawienie jej w komentarzu. :)
          Ogromnie cieszę się, że dziewczyny, które wymieniłam już w poprzedniej notce nie zawiodły mnie i pod ostatnim rozdziałem również pojawiły się ich opinie. Dziękuję bardzo i ślę buuuziaki! :*
          Niedługo na blogu "Recenzowisko" pojawi się ocena mojego bloga. Cieszę się, ponieważ moja próba pisarska zostanie oceniona przez kogoś, kto zna się na tym fachu. Jestem ciekawa swoich błędów. Obstawiam interpunkcję (przecinki) i logikę zdań. Czasem jak poprawiam swoje rozdział sama nie mogę zrozumieć o co mi chodziło. xD
          Dobra, koniec ogłoszeń parafialnych. Przyjemności z czytania wszystkim! :)







Who killed Agnes Smith?


Część druga; rozdział drugi,
                                                     
HERMIONA: POCAŁUNEK ŚMIERCI




              Przesłuchanie Luny trwało już ponad godzinę. Hermiona nawet nie podejrzewała, że dostarczy ono nowe dowody, poszlaki… Blondwłosa kobieta opisała, jak znalazła się na ulicy Pokątnej i stała się świadkiem wstrząsającej zbrodni. Otóż w nowo otwartej restauracji odbywał się bal z okazji okrągłej liczby wydań „Żonglera”, o którym pani Weasley doskonale wiedziała. Na przyjęciu byli też Państwo Potter, Ron, Neville, Malfoy, Nott i Zabini. Niestety ją ominęła ta przyjemność z powodu służbowego wyjazdu do Francji. Ci trzej ostatni byli zaproszeni jedynie z tego powodu, iż przejęli wydawnictwo, które w ostatnich latach miało pod swymi skrzydłami „Żąglera”. Było już grubo po pierwszej w nocy, kiedy Luna opuściła lokal. Jej narzeczony, Rolf Scamander, udał się do ich posiadłości dużo wcześniej z powodu złego samopoczucia, dlatego kobieta musiała wracać do domu sama. Nie ukrywała, że była już nieco wstawiona i bała się, że może nieprawidłowo się teleportować. Wybrała zwykłą, mugolską przechadzkę. Opowiedziała, że z obawy, iż spotka jakiś bandytów pożyczyła od ojca magiczne okulary. I wtedy zobaczyła, jak za rogiem leży nieruchomo kobieta, a nad nią stoi jakiś mężczyzna. Torturował ją Cruciatusem, lecz ona nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Między klątwami i jakimiś szeptami mężczyzny, słyszała też kilka jego słów – nie rozpoznała głosu. Hermiona widząc przejęcie swojej przyjaciółki starała się ją jakoś pocieszać, lecz ona w ogóle nie reagowała na jej gesty.
– Potem – powiedziała, jak w transie – rzucił na nią zaklęcie uśmiercające. – Luna zamilkła na chwilę zapatrzona w jakiś punkt na ścianie, kilka sekund później dodała:  – On tak strasznie się śmiał… Cieszył się… Och, tak okropnie się śmiał.
              Oczy panny Lovegood zaszły delikatną taflą łez. W tej chwili Hermiona mogłaby dać sobie rękę uciąć za wiarygodność zeznań blondynki.  Była roztrzęsiona i wyglądała tak, jakby nie mogła już dłużej o tym mówić. Pani Weasley chciała w tym momencie zakończyć przesłuchanie i wyłączyć dyktafon, lecz Luna złapała ją za rękę.
– Gdy mnie mijał schowałam się w najciemniejszy zaułek Pokątnej, jaki miałam w zasięgu i modliłam się, żeby mnie nie zauważył.  – Sięgnęła drżącą ręką do kieszeni i wyciągnęła jakiś srebrny pierścień. – Zgubił to tuż przy alejce. Podniosłam ten sygnet, bo uznałam, że to będzie ważne i deportowałam się do domu. Stamtąd wezwałam na miejsce aurorów. Ja przepraszam, Hermiono… Ja tak strasznie się bałam. Przepraszam.
              Kobieta uśmiechnęła się pocieszająco do roztrzęsionej przyjaciółki. Delikatnie wzięła od niej srebrny, ciężki pierścień. Biżuteria stała się okropnie gorąca i Hermiona upuściła ją na stolik. Zmarszczyła brwi poruszając oparzoną ręką. Na pierścieniu wygrawerowane było: „Puritatem sanguis”. Z pewnością był z najdroższego kruszcu, każdy jego skrawek ozdobiony był diamentami. Dopiero po chwili pani Weasley zrozumiała dlaczego Luna bez problemu wyjęła go z kieszeni, a ją poparzył. Wygrawerowany napis głosił „Czystość krwi.”. Kolejna poszlaka. Morderca najprawdopodobniej jest potomkiem rodu czystej krwi, a co bardziej prawdopodobne, sam takowej jest.

              Mimo, że Hermiona dotarła do domu dopiero parę minut po drugiej w nocy postanowiła doczytać książkę Agnes. Wygodny, duży fotel serdecznie zapraszał ją do lektury z kubkiem gorącego kakao. Nie mogła oprzeć się pokusie. Rozkoszne objęcia cieplutkiego koca, dymiący napar i miękkość mebla wprawiły Hermionę w iście czytelniczy nastrój. Dalsze rozdziały przyniosły kobiecie dreszczyk emocji oraz potoki łez. Opis ceremonii pogrzebowej Lisy Hook według Hermiony był czymś szarpiącym serce. Nie wiedziała, jak uspokoić myśli, gdy w jej wyobraźni przewijały się sceny, w których wewnętrznie zrozpaczony Ben Fray żegna się ze swoją ukochaną, niedoszłą żoną. Dalej porucznik rozpoczął samotne, osobiste śledztwo. Powoli Hermiona rozpoznawała postacie wzorowane na Neville’u, Harrym, Ginny, wystąpiło nawet zgodne małżeństwo z sąsiedztwa wyglądające jak ona i Ron. Nagle porwana została siostra Fraya – Emily. Krąg podejrzanych coraz bardziej się wykruszał. Sprawy dramatycznie się komplikują, gdy Ben zostaje napadnięty, a wszystkie dowody znikają. W książce pojawili się dwaj magomedycy, którzy po prostu kropka w kropkę przypominali Malfoya i Zabiniego. Po wyjściu ze szpitala porucznik pod drzwiami znalazł swoją konającą siostrę – Hermiona miała gęsią skórkę – Emily była wycieńczona, a jej ciało zmasakrowane. Tuż przed ostatnim tchnieniem wyjawia ona bratu, że psychopatycznym mordercą jest magomedyk, przypominający Zabiniego! Ostatnie rozdziały opisują, jak Fray udaje się do domu owego lekarza. Po długiej walce odpowiednik Blaise’a popełnia samobójstwo. Ostatni rozdział jest opisem cierpienia porucznika, któremu odebrano ukochaną, swoistą kropką nad „i”, równocześnie ukazaniem nieskończonego żalu Fraya.
              W książce było sporo przepisów na eliksiry oraz kilka drobnych zaklęć, które wymyśliła sama Agnes Smith. Niewątpliwie była niezwykle inteligentną czarownicą. W Hogwarcie tak naprawdę zielarstwo dawało początek eliksirom. Młoda pisarka opanowała to w stu procentach, bo oba te przedmioty na wszystkich egzaminach zdała na Wybitny. Oczywiście konsultowała się z Neville’m, Biurem Aurorskim, lub z profesorem Slughornem co do poprawności eliksirów, ale każdy kto ją znał przyznałby, że robiła to bardziej z wrodzonej skromności i niepewności, niż faktycznej niewiedzy. Jej zgubą okazało się to, że wszystkie stworzone przez nią zaklęcia i eliksiry, były realne, możliwe to rzucenia lub uwarzenia, oraz dopracowane w każdym szczególe. Jedno z jej dzieł posłużyło do morderstwa w świecie fikcyjnym i zarazem do uśmiercenia jej. Nie mogła się ruszyć, nawet nic powiedzieć, mimo, że jej serce wciąż biło… Agnes w Książce nazwała eliksir mianem „Wywaru zombie”, czerpiąc inspirację z nazewnictwa „żywego trupa” w mugolskim świecie. Hermiona była oburzona przyzwoleniem, które Aurorzy wydali, umożliwiając wydawnictwu opublikowanie przepisów i regułek. Kobieta szybko znalazła i spisała te eliksiry i zaklęcia, które były groźne dla innych... Klątwa „Uvamgana”* sprawiała, że narządy nieszczęśnika zachowywały się tak jakby ktoś polał je jakimś żrącym kwasem i boleśnie uśmiercała. Dalej, zaniepokoił Hermionę pewien wywar. „Caecus”* powodował u ofiary najpierw kilkuminutowe otumanienie, potem utratę przytomności, a następnie dwudziestoczterogodzinną ślepotę. Co gorsze, takich przypadków było o wiele więcej. Każdy z nich był niebezpieczny, prowadził do śmierci, torturował, pomagał w porwaniach. Co prawda testy w Biurze Aurorskim, twierdziły, że te czary i eliksiry są całkiem bezpieczne. Ta opinia, zawarta w aktach, skłoniła Hermionę do dziwnych przemyśleń. Czy aby ktoś w tej opinii nie grzebał? Zabini i Malfoy na pewno mieli dostęp do wielu rzeczy w ministerstwie, ale czy byliby w stanie wpłynąć na coś takiego, jak opinia, która do zatwierdzenia musiała zawierać podpisy co najmniej dziesięciu doświadczonych aurorów? Pieniądze, niestety, są w stanie zdziałać cuda.
              Gdy Hermiona wreszcie dotarła do łóżka zegar wybił piątą, chwilę później kobieta już spała.

              Magiczny Budzik pani Weasley zacząć przeraźliwie krzyczeć już o siódmej. Dwugodzinny sen dla szatynki był czymś normalnym, podczas prowadzenia jakiejś sprawy. Niestety ten wtorkowy poranek, był prawdziwą szkołą przetrwania. Hermiona ospale wyciągnęła z szafki nocnej swoją różdżkę i uciszyła budzik. Powoli otworzyła oczy. Niemalże słyszała skrzypienie swoich powiek. Jej ręka opadła powolnie na puszystą i ciepłą pościel. Kobieta westchnęła jeszcze kilka razy i zamknęła oczy, z nadzieją, że cofnie się w czasie i prześpi się dodatkowe kilka godzin. W końcu usiadła opierając się o zagłówek dużego, drewnianego, małżeńskiego łoża, które dostali z Ronem od George’a i Angeliny w dniu ślubu. Zauważyła, że jej mąż najprawdopodobniej zszedł już na dół. Może nawet wyszedł pobiegać. Od kilku miesięcy, o różnych porach dnia, wychodził na godzinę, aby ćwiczyć. Hermiona przetarła twarz ręką. Wstała i podeszła do okna. Jęknęła zrezygnowana, gdyż dziś niestety miła przechadzka do pracy nie wchodziła w grę. Ulice Londynu zakopane były pod pokaźną warstwą śniegu. Weszła do łazienki i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie mogła uwierzyć, że mimo tego, że była przyzwyczajona do niewielu godzin snu raz na jakiś czas zdarzały się jej takie dni, jak ten. Jej cera była bardzo zmęczona, a pod oczami niezaprzeczalnie widniały cienie. Ziewnęła i weszła pod prysznic. Każdy poranek tego typu przezwyciężała  poddając się zbawiennemu działaniu zimnej wody. Gdy ponownie przejrzała się w lustrze, jej skóra była już znacznie bardziej żywa, jednak nie mogła powiedzieć, że efekt był zadowalający. Cienie niemalże przestały być widoczne, ale ktoś bardziej spostrzegawczy z pewnością zauważy ich nikłe pozostałości. Narzuciła na siebie miękki, miętowy szlafrok, który sięgał jej do kolan i zajęła się włosami. Na początek jedynie je wysuszyła, a one utworzyły piękny splot, który przypominał ptasie gniazdo. W tej chwili Hermiona miała fryzurę, którą zapewne pamięta cały Hogwart. Pióropusz szatynowych włosów, które nieposłusznie sterczały we wszystkich kierunkach świata. Przebrała się w białą koszulę i czarną spódnicę. Potem starała się swoje roztrzepane włosy jakoś ułożyć.  Pracownicy ministerstwa po prostu nie wypadało pokazać się z czymś takim na głowie. Za pomocą kilku prostych zaklęć, które podrzuciły jej koleżanki z pracy, Hermiona ułożyła włosy w zgrabnego, delikatnego koka. Niestety, mimo starań, fryzura nigdy nie wyglądała, chociażby dobrze.  Zeszła spokojnie na dół. Z salonu połączonego łukiem z korytarzem przeszła do przytulnej, zgrabnej kuchni. Już od progu czuła zapach aromatycznej kawy. Wszystko utwierdzało ją w przekonaniu, że nie mogła znaleźć lepszego męża. Ron siedział za stołem. Całe śniadanie czekało na Hermionę kusząc zapachem i wyglądem. Kobieta nawet nie pamiętała, kiedy jej wybranek nauczył się tak ją zaskakiwać. Uśmiechnęła się do niego i weszła w głąb pomieszczenia. Ron automatycznie wstał i odsunął jej krzesło. Zaśmiała się, po czym uraczyła go czułym pocałunkiem. Weasley siadając na swoje miejsce zapytał:
– Wychodzisz gdzieś? Przecież masz dziś wolne, kochanie.
              Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała zdziwiona na męża. Ponieważ państwo Weasley darzyli się bezgranicznym zaufaniem, nie mieli problemów z czytaniem nawzajem swojej poczty. Rudowłosy jakby od niechcenia oświadczył, że wczoraj zanim wróciła z pracy przyszły do niej dwie sowy. Jedna oświadczająca o przymusowym dniu urlopu. Druga jednak przyniosła list, który zawierał w środku jedynie nie zapisaną kartkę papieru. Na te słowa na twarz Hermiony wpełzł niepokój w dziwnej mieszance ze zdziwieniem.
– W porządku? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła – zaśmiał się Ron. – Nie wiem dlaczego ludzi trzymają się takie głupie żarty, wyrzuciłem ten bezużyteczny list.
              Hermiona błyskawicznie zmyła z twarzy poprzednie emocje i uśmiechnęła się do męża promiennie.
– To przez ten dzień wolny. Wiesz, jak bardzo nie znoszę dni bez pracy. – odparła niezbyt przekonywająco. 
              Kobieta doskonale wiedziała od kogo był „pusty” list i szczerze nie miała ochoty chociażby wziąć go do ręki. Dziękowała Merlinowi, że Ron wiedział, co powinien zrobić. Dalej jedli śniadanie w milczeniu. Po kilku minutach Ron wstał od stołu i wziął z blatu swoją różdżkę. Hermiona domyśliła się, że idzie do pracy, dlatego przekazała mu swoją wczorajszą listę klątw i eliksirów z książki Agnes.
– Ron, gdybyś mógł zanieś to komuś z moich współpracowników – poprosiła. – Trzeba ocenzurować przepisy i formułki.
               Pan Weasley bez słowa wziął przygotowaną przez żonę listę. Nie odezwał się już ani słowem. Zdziwiło to Hermionę, jej mąż zawsze tryskał energią. Schował jedynie kartkę do swojej aktówki i ruszył w kierunku salonu, a później zapewne korytarza. Kobieta usłyszała, jak Ron niezdarnie ściąga swój płaszcz z wieszaka. Chwilę później pojawił się w łuku oddzielającym kuchnię od salonu. Jego twarz wyglądała pięć lat starzej, niż zaledwie kwadrans temu. Z twarzy zginął radosny uśmiech ustępując miejsca obojętnemu wykrzywieniu warg. Oczy błyszczały w inny sposób, niż zawsze, tysiąc razy bardziej tajemniczo i groźnie. Hermiona zastanawiała się dlaczego jej mąż tak wygląda, chociaż jeszcze chwilę temu był tym samym, pełnym życia Ronem, którego była żoną już pięć lat. Czy to możliwe, że dowiedział się o incydencie w parku? Oby nie. Kobieta nie pozwoliłaby, żeby Malfoy znowu obrócił w pył jej cały świat.
– Hermiono... – zaczął cicho i niepewnie – Ja nie chcę dłużej czekać. Albo ja i nasza rodzina, albo ty i twoja praca.
               Pani Weasley wstała delikatnie odsuwając krzesło, lecz już po chwili usłyszała trzask drzwi. Ron wyszedł.
                Głowę Hermiony zaprzątało ultimatum Rona. Może miał trochę racji? Przecież czekał już pięć lat, a ona cały czas goniła za stanowiskami. Od sekretarki, do urzędniczki. Od urzędniczki, do podsekretarza. Od podsekretarza do sekretarza. Teraz była już Starszym Sekretarzem Szefa Biura Aurorów ds. Śledztw i Kryminalistyki, czyli przed nią jedynie jeden szczebel by znaleźć się na szczycie, o którym zawsze marzyła. Jednak… czy to nie było za długo? Siedziała na kanapie w salonie. Telewizor grał dość głośno, ale ona czuła dziwną pustkę, miażdżącą wewnętrzną ciszę i palące poczucie winy. Czuła się fatalnie. Ron zmienił się bardziej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Był milion razy lepszą wersją Malfoya. Właśnie wtedy, jakby na zawołanie tuż obok niej zmaterializował się otwarty, zaadresowany do niej list. Pochyłe, staranne, małe literki.
– Przecież Ron wyrzucił te cholerne wypociny – pomyślała, patrząc pogardliwym wzrokiem na kartkę.
                  Pani Weasley zgniotła list i podpaliła go przy pomocy różdżki.
                  Wciągu czterech godzin list materializował się przy niej ponad dwieście razy. Nie ważne czy go spaliła, wyrzuciła za okno, podarła... on zawsze wracał. Zrezygnowana kobieta postanowiła go odczytać. Niestety wiązało się to z powrotem do wspomnień. Ten sposób komunikowania się wymyślili w Hogwarcie. Pisali do siebie „puste listy” i tylko oni mogli odczytać niewidoczne dla innych słowa. Wiedziała, że Draco to twardy zawodnik i łatwo nie odpuszcza. Pewnie jeżeli nie odczytałaby wiadomości ona pojawiałaby się ponownie, a w najgorszym przypadku rozmnoży się. Akurat w tym Malfoy był niesamowicie przewidywalny. Jak zawsze chciał do niej dotrzeć, uprzykrzając jej życie.

 „ Droga Hermiono!
              UWAGA: Wiem, że będziesz próbowała spalić, schować w gnieździe, które masz na głowie albo w najgorszym przypadku zjeść ten list, ale on I TAK DO CIEBIE WRÓCI. Nietknięty. Dopóki go nie przeczytasz – nie pozbędziesz się go.
*Ach, jest niesamowicie przewidywalny. I chamski, jak zawsze. Co mu nie pasuje w moich włosach? Z resztą, nigdy ich nie lubił. To Malfoy, jemu nie da się dogodzić – pomyślała.*
              Nie chcesz mnie słuchać, więc napiszę Ci to co chciałem Ci powiedzieć. To znaczy nie chciałem, ale gdy wparowałaś do mojego biura, każda wspólna sekunda powróciła do mnie. I powrócił też wstyd. Granger….
*Weasley, durniu – warknęła gniewnie w myślach.*
… zachowałem się jak skończony dupek, z zaćmą umysłu, o którą podejrzewałem jedynie gryfonów. Cholera, muszę przyznać, że gdybym mógł cofnąć czas w tamtej chwili (TYLKO w tamtej chwili, Granger) chciałbym mieć tę waszą gryfońską odwagę i brawurę. Porwałbym Cię gdzieś daleko i uciekał. Póki mój ojciec nie znalazłby nas i nie zabiłby używając najbardziej odrażających i bolesnych tortur, o jakich kiedykolwiek słyszał.
*Bla, bla, bla. – przewróciła oczami. – Czy on chce dostać Order Merlina, za to, iż zrozumiał, że był idiotą?*
              Niestety, mimo miliona moich zalet mam też kilka wad. Między innymi nie potrafię być odważny, nie chcę urazić Twojej gryfońskiej dumy, nie potrafię być odważny na głupa. Wszystko należy przeanalizować. I wiesz co? Wolałem, żebyś żyła, niż zginęła przez moje bezsensowne uczucie…
*Tak, zrobił to dla mojego… dobra… oczywiście… Niech on nie próbuje wzbudzić mojej litości!*
… Pewnie myślisz, że biorę Cię na litość, ale nie masz racji. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie jestem cholernym, skostniałym dupkiem, za jakiego teraz mnie uważasz. Wszystko co zrobiłem osiem lat temu, zrobiłem dla Ciebie…
*Och, dla mnie ożeniłeś się z Astorią? – zmarszczyła gniewnie brwi. – Słodko.*
… i myśl sobie co chcesz, ale nigdy nie kojarz mnie z egoizmem. Musiałem zostawić miłość swojego życia, ożenić się z Astorią, która nawet nie kryła się ze swoimi zdradami, znosić ojca i sprostać jego oczekiwaniom, WSZYSTKO dla Ciebie.
              Nie chcę wzbudzić Twojej litości, o co na pewno już mnie podejrzewasz. To co nas kiedyś łączyło jest już za nami i chociaż byśmy bardzo chcieli  nic tego nie zmieni. Ty masz swoje szczęśliwe życie, a ja swoje. I choć przez nasze ostatnie spotkanie cały czas mam Cię w mojej głowie, staram się zniszczyć te wspomnienia. Masz to samo, prawda? Masz, wiem, że przeżywasz to tak, jak ja. Nic już nie zmieni dystansu, który do siebie czujemy. Ty przez moje tchórzliwe podejście, a ja przez Twoją debilną, gryfońską upartość. Gdybyś pozwoliła wytłumaczyć to sobie na żywo oszczędziłbym  atrament, pergamin i mój cenny czas.
*Ma sporo racji, co ja chrzanię, ma stuprocentową rację  – pomyślała. – Ale te żałosne teksty o atramencie mógłby sobie darować.*

D. Malfoy.

PS. GRANGER, GRANGER, GRANGER, GRANGER,  dla mnie na zawsze pozostaniesz Granger. Nie powinnaś zmieniać nazwiska, Weasley brzmi jakoś… Nie brzmi w ogóle.
PS2. Zacznij lepiej spinać te włosy.”
  
              Hermiona wzięła do ręki różdżkę i podpaliła list. Tym razem nie wrócił. Chciała czuć się wolna, ale coś w jej sercu, bądź umyśle, trzymało się bardzo blisko Malfoya, jakby miało nastąpić coś, w czym Draco będzie grać główną rolę.

              Około godziny siedemnastej do domu wrócił Ron. Był nieco pogodniejszy, niż w chwili, w której wychodził. W kuchni Hermiona nakryła już do późnego obiadu. W pomieszczeniu panowała całkowita cisza. Kobieta krzątała się nakładając posiłek. Ron był upartym człowiekiem, ale potrafił iść na kompromis. Czym w tej sytuacji jest owa ugoda? Hermiona miała tą dobijającą świadomość, że Ron czeka już bardzo długo na to, aby zostać ojcem, a ona jedynie ślepo gna za karierą. Zasiedli do obiadu. Nadal panowała cisza, która jeszcze bardziej przytłaczała Hermionę. Miała wrażenie, że Ron jest śmiertelnie na nią obrażony i nie wiedziała, jak powinna temu zaradzić.
– Przepraszam, Hermiono… – zaczął Ron wprawiając swoją żonę w szok oraz niemałe zakłopotanie. – Powinienem cię zrozumieć, ale tak bardzo chciałbym zostać ojcem. Wiesz, że Harry i Ginny będą mieć kolejne dziecko?
              Hermionę ogarnęło jeszcze większe poczucie winy i wstyd. Nie chciała, żeby jej życie tak wyglądało. Ciągła pogoń za karierą. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo odpycha od siebie swojego męża. Mimo, że starał się wyglądać pogodnie, z jego oczu wylewał się wodospad smutku i żalu. Nie wiedziała co miała powiedzieć, automatycznie zaschło jej w gardle. Nagle na swojej wyciągniętej ręce poczuła dłoń Rona. Spojrzała na niego, a ten uśmiechnął się i powiedział:
– Dobrze wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko. Poczekam wieczność, jeżeli tylko będę musiał.
– Doprowadźmy sprawę Agnes do końca, a potem wszystkie diabły z ministerstwem i jego posadami. 
              Rozmowę brutalnie przerwało natarczywe pukanie do drzwi. Małżonkowie wymienili zdziwione spojrzenia. Ron wziął swoją różdżkę, wstał i powoli poszedł, aby otworzyć. Hermiona automatycznie podążyła za mężem. Stanęła kilka kroków za nim. Moment otwierania drzwi przeciągał się w nieskończoność. Kobieta odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła za nimi Neville’a. Jednak chwila ukojenia nie trwała długo. Stary przyjaciel państwa Weasley między łapczywymi oddechami powiedział:
– Luna… ona… my… musimy…
               Hermiona omiotła go opiekuńczym wzrokiem, a Ron gestem zaprosił do środka. Neville, starając się uspokoić oddech dał pani Weasley jakiś skrawek pergaminu.
– Szedłem do was, jakaś sowa mi to przyniosła... Ja nie wiem… Musimy… Przeczytaj…
               Hermiona zauważyła na liściku pochyłe, staranne, duże litery. Pismo panny Lovegood.
                „ On wie, że to widziałam. Niech Hermiona skontaktuje się z Malfoyem! W sprawie pierścienia…”
               Tylko tyle. Ani słowa więcej. Jakby pisała w pośpiechu. Morderca Agnes Smith dowiedział się o świadku i pewnie będzie chciał go zlikwidować. Luna musiała czuć już jego oddech na szyi. Hermiona przekazała liścik Ronowi. Ten bardzo szybko przeczytał go i rzekł stanowczo, chowając różdżkę w tylną kieszeń jeansów:
– Nie ma czasu. Deportujemy się.  
              Deportacja ciągnęła się w nieskończoność, mimo, że logiczny umysł Hermiony wiedział, że trwa dosłownie chwilę. Czuła się, jakby każda cząsteczka jej ciała powoli, w swoim tempie przenosiła się pod dom Luny. Każda setna sekundy wydawała się godziną, a czas deportacji mozolnym spacerem. Przez jej umysł przewijało się wiele teorii i wyobrażeń. W jednej chwili miała nadzieję, że Luna ukryła się gdzieś, lub przybędą przed tym psychopatą. Starała się w to wierzyć. Niestety w swojej głowie miała też te mniej optymistyczne obrazy. Ciało panny Lovegood leżące niczym odnalezione kilka tygodni temu zwłoki Agnes Smith. Deportacja dobiegała końca i już za chwilę mieli ujrzeć to co stało się z Luną. Pod stopami powoli pojawiał się twardy grunt. Byli już pod domem ich starej przyjaciółki. Nadszedł czas, aby otworzyć oczy. 


* „Uvamgana” nazwa od: uvam (łac. kwaśny) i organa (łac. narządy).
* „Caecus” nazwa od: caecus (łac. ślepy)




15 komentarzy:

  1. Pierwsza!!!
    Zaklepuje miejsce.
    Lecę czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, wow i jeszcze raz wow. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Cudo. Nie wiem jak możesz być tak sobie zadowolona z tego rozdzialu. Moje oczekiwania spełnił w 100%.
      Wow, wow i jeszcze raz wow. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Cudo. Nie wiem jak możesz być tak sobie zadowolona z tego rozdzialu. Moje oczekiwania spełnił w 100%.
      Jak by patrząc to nie zawierał on jakiś szczególnych momentów w ktorych moje serce przyśpieszało rytmu (nie licząc oczywiscie końcówki) ale nie mogłam się nudzić czytajc go (co ja mówię przy twoich notkach nie da się nudzić, ale to taki szczegół Xdd).

      Luna, wiedziałam, że ta postać nada akcji temu opowiadaniu. Żal mi się jej zrobiło, kiedy była tak przygnębiona i smutna na przesłuchaniu i że musiała widzieć to morderstwo. W pewnym nomencie pomyślałam "gdzie podziała sie ta pełna zadumy i bijącej od niej radości Luna" ale uświadomiłam sobie później, że to już nie Hogwart i, że nie mają po 15 lat, tylko są dorosłymi ludźmi twardo stąpającymi po ziemi.

      Końcówką jak najbardziej mnie zaskoczyłaś, nie mogę uwierzyć w to, że morderca jednak widział Lunę i, że grozi jej niebespieczenstwo.
      Dlaczego skończyłaś w tym momencie teraz muszę tak dlugo czekać żeby się dowiedzieć co zobaczą Ron, Hermiona i Neville w domu Luny.
      Mam ochotę cie udusić gołymi rękoma ale bądźmy czarownicami, więc jak cie spotkam to skłonie się tylko do Crucia <3. Bo jak cię zabiję to kto dokończyć to opowiadanie??

      Hmm.. List Draco do Herm jest takiii, cudowny. Pan Malfoy ma w 100% rację, że Granger o wiele lepiej pasuje. (choć do Harmiony MALFOY nie miała bym żadnych sprzeciwów). W tej wiadomosci zawarłaś tyle uczuć smutek, tęsknotę, miłość w pewnym stopniu, poczucie winy. Wyznanie Draco, że jak by był odważny to, by porwał Hermione, ukrył się razem z nią i czekał aż jego ojciec ich znajdzie i zabije,, to było takie <3 <3 po prostu się ROZPŁYWAM!!!
      Gdyby Draco napisał do mnie taki list to lód pokrywający moje serce w pewnym stopniu by stopniał i wydaje mi się, że Hermiona odczuła to samo. Ale wiadomo męża od razu nie zostawi i nie rzuci sie mu w ramiona.

      Czytając ten rozdział co chwilę odstawiłam inną osobę, że może być mordercą, chyba z 4 razy coś mi nie pasowało więc zmieniałam na inną osobę. Aż teraz mam kompletny mętlik w głowie i nie wiem kogo podejrzewać. :p

      Teraz muszę wyrazić swoje skargi: Napisałam komentarz i dodałam go a blooger mi go usunął,, jestem zawiedziona,, musiałam pisać dwa razy.

      Przepraszam za błędy ale piszę ten komentarz na szybkiego żebyś nie musiała jeszcze dużej czekać na moją odpowiedź.
      Pozdrawiam i życzę weny. Nie mogę sie doczekać nastepnego rozdziału.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Cieszę się, że rozdział sprostał Twoim oczekiwaniom, bałam się, że będzie po prostu nudny i przewidywalny. :)
      Postaram się zrobić happyend dla naszej Luny, ale muszę przyznać, że przez jakiś czas ta osoba będzie wielką niewiadomą.
      Ojoj, troszkę się boję. :D Ale mam nadzieję, że mi wybaczysz, chciałam troszeczkę przytrzymać w niepewności czytelników.
      Cały czas zastanawiam się czy nie kreuję go na za bardzo delikatnego, ale trzeba wziąć pod uwagę, że to nie jest ich pierwsza wspólna relacja, a raczej jedynie szczątki tej, która kiedyś instniała. Dlatego staram się ukazać sentyment, udawaną niechęć i jakieś dziwne przyciąganie między tą dwójką.
      W następnych rozdziałach planuję pewne wydarzenie, które może rzucić nowe światło na całą sprawę :)
      Blogger potrafi wkurzyć ;/
      Ja również chciałam przeprosić za tak późną odpowiedź na Twój komentarz. Pozdrawiam! :))

      Usuń
  2. Wow!
    Bardzo fajny rozdział!
    Liścik od Draco był cudowny! Tak zdecydowanie ,,Granger'' jest lepsze. Zgadzam się z nim w 100%.
    Uwielbiam tą relację między Ronem a Hermioną! Są spokojnym i zgodnym małżeństwem.
    Biedna Luna! Mam nadzieję, że jeszcze nie doszło do wypadku. Nie chcę śmierci Luny.
    Poza tym wydaje mi się, że Blaise maczał w tym paluszki.
    Wydaje mi się, że to Zabini jest winny.
    No cóż, to się okaże!
    Czekam na kolejny rozdział!
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Granger najlepiej :))
      Tak staram się ich ukazać, cieszę się, że to widać.
      Cii. Milczę :D
      Zabini hmhm zobaczymy.
      Dziękuję ślicznie,
      pozdrawiam! ;)

      Usuń
  3. Czuję po tym rozdziale zdrcydowany niedosyt. Nie mogę się doczekać, aż przeczytam co się stało z Luną. A jestem pewna, że coś jest nie tak. Czuję to w kościach. Wszystko przez ten liścik. Mam tylko nadzieję, że Luna nie będzie kolejną osoba, którą zabije ten psychol :D
    Wciąż zastanawiam się, kto to może być i narazie moim typem jest Blaise. Ta książka Agnes dała mi do myślenia. Jednak byłoby to za proste, że tam mordercą był odpowiednik Zabiniego i w świecie poza książką jest tak samo. Sama już nie wiem co mam myśleć.
    Nie lubię Rona, jego zachowanie irytuje mnie w każdym opowiadaniu jakie czytam. Poprostu on mnie irytuje ;D
    Draco jest jak dla mnie w tym rozdziale taki kochany, tłumaczy Hermionie, że to wszysko było dla niej. Ja bym mu wybaczyla w trybie natychmiastowym.
    Czekam na następny z niecierpliwością. Zresztą jak na każdy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oł, miejmy nadzieję, że Luna uciekła! :)
      Zabini jest podejrzanym numer jeden. Nadal jest nieuchwytny dla aurorów. A czy zabił? Nie wiem, to się okaże! :)
      To tak jak mnie Ginny. Dlaczego to zawsze musi być Weasley? :D
      Draco jest chyba zbyt kochany, ale cieszę się, że przypadł Ci do gustu.
      Dziękuję i pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  4. No to zacznę od tego co zwykle ;) "lecz ona się nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Między klątwami jakimiś szeptami mężczyzny" w pierwszym fragmencie, zbędne jest "się", w drugim między klątwami oraz jakimiś brakuje spójnika "i"; "możliwe to rzucenia lub uwarzenia" do uwarzenie; „żywego trupa” w mugolskie świecie" mugolskim; " się, tak jakby " zbędny przecinek, za to dalej " przytomność a następnie" przecinek przed "a"; "w stanie wpłynąć coś takiego" wpłynąć NA coś takiego; Czemu mi się wydaje, że Luna jest pod działaniem zaklęcia Imperio? Już w poprzednim rozdziale, jej nieobecny wzrok, który nie zwrócił uwagi Hermiony, wydał mi się podejrzany... Pojawia się narzeczony Luny... wyszedł wcześniej... hmmm... jak nic, to mój kolejny podejrzany :D Pierścień, odpada Harry (a to niespodzianka), ale reszta dalej zamieszana :) Kolejną poszlaką jest, że konsultowała się również z Horacym, czego nie nadmienił jej ojciec. No i zniknęła Luna- WIEDZIAŁAM! Jej musiało się coś stać, inaczej przestałabym wierzyć w swojego nosa. Dobra, ale teraz Neville (co on do cholery robi poza Hogwartem) i dziwne zachowanie Rona, dziecko dzieckiem, ale jest jakiś dziwny. Wiadomo-Weasley :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach i zapomniałam. Czyżby Agnes miała faktycznie coś z głową? Takie mikstury wymyślać? To niezdrowa fascynacja, no i kto w ministerstwie zaakceptował te dziwactwa? (RON, nie... jego zdziwienie na początku było zbyt prawdziwe... No i przeczytałam opis postaci... Agnes podkochiwała się w Malfoyu? Jak nic będą próbowali go wrobić. Malfoy albo Blaise, w zależności komu podpadli :P)

      Usuń
    2. Poprawiłam wytknięte błędy i dziękuję za ich wypisanie. :) ""możliwe to rzucenia lub uwarzenia" do uwarzenie" - tylko tu nie wiem, dlaczego powinno wyć "uwarzenie" zamiast "uwarzenia"? :)
      Powiem, że po części masz dobre wnioski. :)
      Agnes była związana zawodowo z wydawnictwem Draco i owszem była zakochana w kimś z załogi, lecz Malfoy raczej w tej sprawie trzyma się z boku. :>

      Usuń
    3. Uwarzenia, oczywiście! tym razem ja mam literówkę ;)

      Usuń
  5. To było do przewidzenia, że morderca będzie chciał się pozbyć jedynego świadka, ale jakoś wcześniej w ogóle o tym nie pomyślałam.
    Rozdział bardzo mi się podobał. Jestem ciekawa, co dalej, więc lecę do następnego. :)
    P.S. Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale jestem wykończona i nie jestem w stanie myśleć, a co dopiero tworzyć logiczne zdania.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń