Witaaam!
Rozdział mim zdaniem nie jest powalający. Wprowadza kilka faktów, sugestii... Niestety nie jestem z niego tak zadowolona, jak z poprzedniego. Jest też troszkę krótszy. W sumie ocenę jego jakości pozostawiam Wam, jeżeli ktoś miałby chwilę prosiłabym o zostawienie jej w komentarzu. :)
Ogromnie cieszę się, że dziewczyny, które wymieniłam już w poprzedniej notce nie zawiodły mnie i pod ostatnim rozdziałem również pojawiły się ich opinie. Dziękuję bardzo i ślę buuuziaki! :*
Niedługo na blogu "Recenzowisko" pojawi się ocena mojego bloga. Cieszę się, ponieważ moja próba pisarska zostanie oceniona przez kogoś, kto zna się na tym fachu. Jestem ciekawa swoich błędów. Obstawiam interpunkcję (przecinki) i logikę zdań. Czasem jak poprawiam swoje rozdział sama nie mogę zrozumieć o co mi chodziło. xD
Dobra, koniec ogłoszeń parafialnych. Przyjemności z czytania wszystkim! :)
Who
killed Agnes Smith?
Część druga; rozdział drugi,
HERMIONA: POCAŁUNEK ŚMIERCI
Przesłuchanie Luny trwało już
ponad godzinę. Hermiona nawet nie podejrzewała, że dostarczy ono nowe dowody,
poszlaki… Blondwłosa kobieta opisała, jak znalazła się na ulicy Pokątnej i
stała się świadkiem wstrząsającej zbrodni. Otóż w nowo otwartej restauracji odbywał
się bal z okazji okrągłej liczby wydań „Żonglera”, o którym pani Weasley
doskonale wiedziała. Na przyjęciu byli też Państwo Potter, Ron, Neville,
Malfoy, Nott i Zabini. Niestety ją ominęła ta przyjemność z powodu służbowego
wyjazdu do Francji. Ci trzej ostatni byli zaproszeni jedynie z tego powodu, iż
przejęli wydawnictwo, które w ostatnich latach miało pod swymi skrzydłami
„Żąglera”. Było już grubo po pierwszej w nocy, kiedy Luna opuściła lokal. Jej
narzeczony, Rolf Scamander, udał się do ich posiadłości dużo wcześniej z powodu
złego samopoczucia, dlatego kobieta musiała wracać do domu sama. Nie ukrywała,
że była już nieco wstawiona i bała się, że może nieprawidłowo się teleportować.
Wybrała zwykłą, mugolską przechadzkę. Opowiedziała, że z obawy, iż spotka jakiś
bandytów pożyczyła od ojca magiczne okulary. I wtedy zobaczyła, jak za rogiem
leży nieruchomo kobieta, a nad nią stoi jakiś mężczyzna. Torturował ją
Cruciatusem, lecz ona nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Między
klątwami i jakimiś szeptami mężczyzny, słyszała też kilka jego słów – nie
rozpoznała głosu. Hermiona widząc przejęcie swojej przyjaciółki starała się ją
jakoś pocieszać, lecz ona w ogóle nie reagowała na jej gesty.
– Potem – powiedziała, jak w
transie – rzucił na nią zaklęcie uśmiercające. – Luna zamilkła na chwilę
zapatrzona w jakiś punkt na ścianie, kilka sekund później dodała: – On tak strasznie się śmiał… Cieszył się… Och,
tak okropnie się śmiał.
Oczy panny Lovegood zaszły
delikatną taflą łez. W tej chwili Hermiona mogłaby dać sobie rękę uciąć za
wiarygodność zeznań blondynki. Była
roztrzęsiona i wyglądała tak, jakby nie mogła już dłużej o tym mówić. Pani
Weasley chciała w tym momencie zakończyć przesłuchanie i wyłączyć dyktafon,
lecz Luna złapała ją za rękę.
– Gdy mnie mijał schowałam się w
najciemniejszy zaułek Pokątnej, jaki miałam w zasięgu i modliłam się, żeby mnie
nie zauważył. – Sięgnęła drżącą ręką do
kieszeni i wyciągnęła jakiś srebrny pierścień. – Zgubił to tuż przy alejce.
Podniosłam ten sygnet, bo uznałam, że to będzie ważne i deportowałam się do
domu. Stamtąd wezwałam na miejsce aurorów. Ja przepraszam, Hermiono… Ja tak
strasznie się bałam. Przepraszam.
Kobieta uśmiechnęła się
pocieszająco do roztrzęsionej przyjaciółki. Delikatnie wzięła od niej srebrny,
ciężki pierścień. Biżuteria stała się okropnie gorąca i Hermiona upuściła ją na
stolik. Zmarszczyła brwi poruszając oparzoną ręką. Na pierścieniu wygrawerowane
było: „Puritatem sanguis”. Z pewnością był z najdroższego kruszcu, każdy jego skrawek
ozdobiony był diamentami. Dopiero po chwili pani Weasley zrozumiała dlaczego
Luna bez problemu wyjęła go z kieszeni, a ją poparzył. Wygrawerowany napis
głosił „Czystość krwi.”. Kolejna poszlaka. Morderca najprawdopodobniej jest
potomkiem rodu czystej krwi, a co bardziej prawdopodobne, sam takowej jest.
Mimo, że Hermiona dotarła do domu
dopiero parę minut po drugiej w nocy postanowiła doczytać książkę Agnes.
Wygodny, duży fotel serdecznie zapraszał ją do lektury z kubkiem gorącego kakao.
Nie mogła oprzeć się pokusie. Rozkoszne objęcia cieplutkiego koca, dymiący
napar i miękkość mebla wprawiły Hermionę w iście czytelniczy nastrój. Dalsze
rozdziały przyniosły kobiecie dreszczyk emocji oraz potoki łez. Opis ceremonii
pogrzebowej Lisy Hook według Hermiony był czymś szarpiącym serce. Nie
wiedziała, jak uspokoić myśli, gdy w jej wyobraźni przewijały się sceny, w
których wewnętrznie zrozpaczony Ben Fray żegna się ze swoją ukochaną, niedoszłą
żoną. Dalej porucznik rozpoczął samotne, osobiste śledztwo. Powoli Hermiona
rozpoznawała postacie wzorowane na Neville’u, Harrym, Ginny, wystąpiło nawet
zgodne małżeństwo z sąsiedztwa wyglądające jak ona i Ron. Nagle porwana została
siostra Fraya – Emily. Krąg podejrzanych coraz bardziej się wykruszał. Sprawy
dramatycznie się komplikują, gdy Ben zostaje napadnięty, a wszystkie dowody
znikają. W książce pojawili się dwaj magomedycy, którzy po prostu kropka w
kropkę przypominali Malfoya i Zabiniego. Po wyjściu ze szpitala porucznik pod
drzwiami znalazł swoją konającą siostrę – Hermiona miała gęsią skórkę – Emily była wycieńczona, a jej ciało zmasakrowane. Tuż przed ostatnim tchnieniem wyjawia
ona bratu, że psychopatycznym mordercą jest magomedyk, przypominający
Zabiniego! Ostatnie rozdziały opisują, jak Fray udaje się do domu owego
lekarza. Po długiej walce odpowiednik Blaise’a popełnia samobójstwo. Ostatni
rozdział jest opisem cierpienia porucznika, któremu odebrano ukochaną, swoistą
kropką nad „i”, równocześnie ukazaniem nieskończonego żalu Fraya.
W książce było sporo przepisów na
eliksiry oraz kilka drobnych zaklęć, które wymyśliła sama Agnes Smith.
Niewątpliwie była niezwykle inteligentną czarownicą. W Hogwarcie tak naprawdę
zielarstwo dawało początek eliksirom. Młoda pisarka opanowała to w stu procentach,
bo oba te przedmioty na wszystkich egzaminach zdała na Wybitny. Oczywiście
konsultowała się z Neville’m, Biurem Aurorskim, lub z profesorem Slughornem co
do poprawności eliksirów, ale każdy kto ją znał przyznałby, że robiła to
bardziej z wrodzonej skromności i niepewności, niż faktycznej niewiedzy. Jej
zgubą okazało się to, że wszystkie stworzone przez nią zaklęcia i eliksiry,
były realne, możliwe to rzucenia lub uwarzenia, oraz dopracowane w każdym
szczególe. Jedno z jej dzieł posłużyło do morderstwa w świecie fikcyjnym i
zarazem do uśmiercenia jej. Nie mogła się ruszyć, nawet nic powiedzieć, mimo,
że jej serce wciąż biło… Agnes w Książce nazwała eliksir mianem „Wywaru
zombie”, czerpiąc inspirację z nazewnictwa „żywego trupa” w mugolskim świecie.
Hermiona była oburzona przyzwoleniem, które Aurorzy wydali, umożliwiając
wydawnictwu opublikowanie przepisów i regułek. Kobieta szybko znalazła i
spisała te eliksiry i zaklęcia, które były groźne dla innych... Klątwa
„Uvamgana”* sprawiała, że narządy nieszczęśnika zachowywały się tak jakby ktoś
polał je jakimś żrącym kwasem i boleśnie uśmiercała. Dalej, zaniepokoił
Hermionę pewien wywar. „Caecus”* powodował u ofiary najpierw kilkuminutowe
otumanienie, potem utratę przytomności, a następnie dwudziestoczterogodzinną
ślepotę. Co gorsze, takich przypadków było o wiele więcej. Każdy z nich był
niebezpieczny, prowadził do śmierci, torturował, pomagał w porwaniach. Co
prawda testy w Biurze Aurorskim, twierdziły, że te czary i eliksiry są całkiem
bezpieczne. Ta opinia, zawarta w aktach, skłoniła Hermionę do dziwnych
przemyśleń. Czy aby ktoś w tej opinii nie grzebał? Zabini i Malfoy na pewno
mieli dostęp do wielu rzeczy w ministerstwie, ale czy byliby w stanie wpłynąć na
coś takiego, jak opinia, która do zatwierdzenia musiała zawierać podpisy co
najmniej dziesięciu doświadczonych aurorów? Pieniądze, niestety, są w stanie
zdziałać cuda.
Gdy Hermiona wreszcie dotarła do
łóżka zegar wybił piątą, chwilę później kobieta już spała.
Magiczny Budzik pani Weasley
zacząć przeraźliwie krzyczeć już o siódmej. Dwugodzinny sen dla szatynki był
czymś normalnym, podczas prowadzenia jakiejś sprawy. Niestety ten wtorkowy
poranek, był prawdziwą szkołą przetrwania. Hermiona ospale wyciągnęła z szafki
nocnej swoją różdżkę i uciszyła budzik. Powoli otworzyła oczy. Niemalże
słyszała skrzypienie swoich powiek. Jej ręka opadła powolnie na puszystą i
ciepłą pościel. Kobieta westchnęła jeszcze kilka razy i zamknęła oczy, z
nadzieją, że cofnie się w czasie i prześpi się dodatkowe kilka godzin. W końcu
usiadła opierając się o zagłówek dużego, drewnianego, małżeńskiego łoża, które
dostali z Ronem od George’a i Angeliny w dniu ślubu. Zauważyła, że jej mąż
najprawdopodobniej zszedł już na dół. Może nawet wyszedł pobiegać. Od kilku
miesięcy, o różnych porach dnia, wychodził na godzinę, aby ćwiczyć. Hermiona
przetarła twarz ręką. Wstała i podeszła do okna. Jęknęła zrezygnowana, gdyż
dziś niestety miła przechadzka do pracy nie wchodziła w grę. Ulice Londynu
zakopane były pod pokaźną warstwą śniegu. Weszła do łazienki i spojrzała na
swoje odbicie w lustrze. Nie mogła uwierzyć, że mimo tego, że była
przyzwyczajona do niewielu godzin snu raz na jakiś czas zdarzały się jej takie
dni, jak ten. Jej cera była bardzo zmęczona, a pod oczami niezaprzeczalnie
widniały cienie. Ziewnęła i weszła pod prysznic. Każdy poranek tego typu
przezwyciężała poddając się zbawiennemu
działaniu zimnej wody. Gdy ponownie przejrzała się w lustrze, jej skóra była
już znacznie bardziej żywa, jednak nie mogła powiedzieć, że efekt był zadowalający. Cienie niemalże przestały być widoczne, ale ktoś bardziej
spostrzegawczy z pewnością zauważy ich nikłe pozostałości. Narzuciła na siebie
miękki, miętowy szlafrok, który sięgał jej do kolan i zajęła się włosami. Na
początek jedynie je wysuszyła, a one utworzyły piękny splot, który przypominał
ptasie gniazdo. W tej chwili Hermiona miała fryzurę, którą zapewne pamięta cały
Hogwart. Pióropusz szatynowych włosów, które nieposłusznie sterczały we
wszystkich kierunkach świata. Przebrała się w białą koszulę i czarną spódnicę.
Potem starała się swoje roztrzepane włosy jakoś ułożyć. Pracownicy ministerstwa po prostu nie
wypadało pokazać się z czymś takim na głowie. Za pomocą kilku prostych zaklęć,
które podrzuciły jej koleżanki z pracy, Hermiona ułożyła włosy w zgrabnego,
delikatnego koka. Niestety, mimo starań, fryzura nigdy nie wyglądała, chociażby dobrze. Zeszła spokojnie na dół. Z salonu połączonego łukiem z
korytarzem przeszła do przytulnej, zgrabnej kuchni. Już od progu czuła zapach
aromatycznej kawy. Wszystko utwierdzało ją w przekonaniu, że nie mogła znaleźć
lepszego męża. Ron siedział za stołem. Całe śniadanie czekało na Hermionę
kusząc zapachem i wyglądem. Kobieta nawet nie pamiętała, kiedy jej wybranek
nauczył się tak ją zaskakiwać. Uśmiechnęła się do niego i weszła w głąb
pomieszczenia. Ron automatycznie wstał i odsunął jej krzesło. Zaśmiała się, po
czym uraczyła go czułym pocałunkiem. Weasley siadając na swoje miejsce zapytał:
– Wychodzisz gdzieś? Przecież
masz dziś wolne, kochanie.
Hermiona zmarszczyła brwi i
spojrzała zdziwiona na męża. Ponieważ państwo Weasley darzyli się bezgranicznym
zaufaniem, nie mieli problemów z czytaniem nawzajem swojej poczty. Rudowłosy
jakby od niechcenia oświadczył, że wczoraj zanim wróciła z pracy przyszły do
niej dwie sowy. Jedna oświadczająca o przymusowym dniu urlopu. Druga jednak
przyniosła list, który zawierał w środku jedynie nie zapisaną kartkę papieru.
Na te słowa na twarz Hermiony wpełzł niepokój w dziwnej mieszance ze
zdziwieniem.
– W porządku? Wyglądasz jakbyś
ducha zobaczyła – zaśmiał się Ron. – Nie wiem dlaczego ludzi trzymają się takie
głupie żarty, wyrzuciłem ten bezużyteczny list.
Hermiona błyskawicznie zmyła z
twarzy poprzednie emocje i uśmiechnęła się do męża promiennie.
– To przez ten dzień wolny.
Wiesz, jak bardzo nie znoszę dni bez pracy. – odparła niezbyt przekonywająco.
Kobieta doskonale wiedziała od
kogo był „pusty” list i szczerze nie miała ochoty chociażby wziąć go do ręki.
Dziękowała Merlinowi, że Ron wiedział, co powinien zrobić. Dalej jedli śniadanie
w milczeniu. Po kilku minutach Ron wstał od stołu i wziął z blatu swoją
różdżkę. Hermiona domyśliła się, że idzie do pracy, dlatego przekazała mu swoją
wczorajszą listę klątw i eliksirów z książki Agnes.
– Ron, gdybyś mógł zanieś to
komuś z moich współpracowników – poprosiła. – Trzeba ocenzurować przepisy i formułki.
Pan Weasley bez słowa wziął
przygotowaną przez żonę listę. Nie odezwał się już ani słowem. Zdziwiło to
Hermionę, jej mąż zawsze tryskał energią. Schował jedynie kartkę do swojej
aktówki i ruszył w kierunku salonu, a później zapewne korytarza. Kobieta
usłyszała, jak Ron niezdarnie ściąga swój płaszcz z wieszaka. Chwilę później
pojawił się w łuku oddzielającym kuchnię od salonu. Jego twarz wyglądała pięć
lat starzej, niż zaledwie kwadrans temu. Z twarzy zginął radosny uśmiech
ustępując miejsca obojętnemu wykrzywieniu warg. Oczy błyszczały w inny sposób,
niż zawsze, tysiąc razy bardziej tajemniczo i groźnie. Hermiona zastanawiała
się dlaczego jej mąż tak wygląda, chociaż jeszcze chwilę temu był tym samym,
pełnym życia Ronem, którego była żoną już pięć lat. Czy to możliwe, że
dowiedział się o incydencie w parku? Oby nie. Kobieta nie pozwoliłaby, żeby
Malfoy znowu obrócił w pył jej cały świat.
– Hermiono... – zaczął cicho i
niepewnie – Ja nie chcę dłużej czekać. Albo ja i nasza rodzina, albo ty i twoja
praca.
Pani Weasley wstała delikatnie
odsuwając krzesło, lecz już po chwili usłyszała trzask drzwi. Ron wyszedł.
Głowę Hermiony zaprzątało
ultimatum Rona. Może miał trochę racji? Przecież czekał już pięć lat, a ona
cały czas goniła za stanowiskami. Od sekretarki, do urzędniczki. Od
urzędniczki, do podsekretarza. Od podsekretarza do sekretarza. Teraz była już
Starszym Sekretarzem Szefa Biura Aurorów ds. Śledztw i Kryminalistyki, czyli
przed nią jedynie jeden szczebel by znaleźć się na szczycie, o którym zawsze
marzyła. Jednak… czy to nie było za długo? Siedziała na kanapie w salonie.
Telewizor grał dość głośno, ale ona czuła dziwną pustkę, miażdżącą wewnętrzną
ciszę i palące poczucie winy. Czuła się fatalnie. Ron zmienił się bardziej niż
ktokolwiek mógłby przypuszczać. Był milion razy lepszą wersją Malfoya. Właśnie
wtedy, jakby na zawołanie tuż obok niej zmaterializował się otwarty,
zaadresowany do niej list. Pochyłe, staranne, małe literki.
– Przecież Ron wyrzucił te
cholerne wypociny – pomyślała, patrząc pogardliwym wzrokiem na kartkę.
Pani Weasley zgniotła list i podpaliła go
przy pomocy różdżki.
Wciągu czterech godzin list
materializował się przy niej ponad dwieście razy. Nie ważne czy go spaliła,
wyrzuciła za okno, podarła... on zawsze wracał. Zrezygnowana kobieta postanowiła go odczytać.
Niestety wiązało się to z powrotem do wspomnień. Ten sposób komunikowania się
wymyślili w Hogwarcie. Pisali do siebie „puste listy” i tylko oni mogli
odczytać niewidoczne dla innych słowa. Wiedziała, że Draco to twardy zawodnik i
łatwo nie odpuszcza. Pewnie jeżeli nie odczytałaby wiadomości ona pojawiałaby
się ponownie, a w najgorszym przypadku rozmnoży się. Akurat w tym Malfoy był
niesamowicie przewidywalny. Jak zawsze chciał do niej dotrzeć, uprzykrzając jej
życie.
„ Droga Hermiono!
UWAGA: Wiem, że będziesz
próbowała spalić, schować w gnieździe, które masz na głowie albo w najgorszym
przypadku zjeść ten list, ale on I TAK DO CIEBIE WRÓCI. Nietknięty. Dopóki go
nie przeczytasz – nie pozbędziesz się go.
*Ach, jest niesamowicie przewidywalny. I chamski, jak zawsze. Co mu nie
pasuje w moich włosach? Z resztą, nigdy ich nie lubił. To Malfoy, jemu nie da
się dogodzić – pomyślała.*
Nie chcesz mnie słuchać, więc
napiszę Ci to co chciałem Ci powiedzieć. To znaczy nie chciałem, ale gdy
wparowałaś do mojego biura, każda wspólna sekunda powróciła do mnie. I powrócił
też wstyd. Granger….
*Weasley, durniu – warknęła gniewnie w myślach.*
… zachowałem się jak skończony
dupek, z zaćmą umysłu, o którą podejrzewałem jedynie gryfonów. Cholera, muszę
przyznać, że gdybym mógł cofnąć czas w tamtej chwili (TYLKO w tamtej chwili,
Granger) chciałbym mieć tę waszą gryfońską odwagę i brawurę. Porwałbym Cię
gdzieś daleko i uciekał. Póki mój ojciec nie znalazłby nas i nie zabiłby
używając najbardziej odrażających i bolesnych tortur, o jakich kiedykolwiek
słyszał.
*Bla, bla, bla. – przewróciła oczami. – Czy on chce dostać Order
Merlina, za to, iż zrozumiał, że był idiotą?*
Niestety, mimo miliona moich
zalet mam też kilka wad. Między innymi nie potrafię być odważny, nie chcę
urazić Twojej gryfońskiej dumy, nie potrafię być odważny na głupa. Wszystko
należy przeanalizować. I wiesz co? Wolałem, żebyś żyła, niż zginęła przez moje
bezsensowne uczucie…
*Tak, zrobił to dla mojego… dobra… oczywiście… Niech on nie próbuje
wzbudzić mojej litości!*
… Pewnie myślisz, że biorę Cię na
litość, ale nie masz racji. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie jestem
cholernym, skostniałym dupkiem, za jakiego teraz mnie uważasz. Wszystko co
zrobiłem osiem lat temu, zrobiłem dla Ciebie…
*Och, dla mnie ożeniłeś się z Astorią? – zmarszczyła gniewnie brwi. –
Słodko.*
… i myśl sobie co chcesz, ale
nigdy nie kojarz mnie z egoizmem. Musiałem zostawić miłość swojego życia,
ożenić się z Astorią, która nawet nie kryła się ze swoimi zdradami, znosić ojca
i sprostać jego oczekiwaniom, WSZYSTKO dla Ciebie.
Nie chcę wzbudzić Twojej litości,
o co na pewno już mnie podejrzewasz. To co nas kiedyś łączyło jest już za nami
i chociaż byśmy bardzo chcieli nic tego
nie zmieni. Ty masz swoje szczęśliwe życie, a ja swoje. I choć przez nasze
ostatnie spotkanie cały czas mam Cię w mojej głowie, staram się zniszczyć te
wspomnienia. Masz to samo, prawda? Masz, wiem, że przeżywasz to tak, jak ja. Nic
już nie zmieni dystansu, który do siebie czujemy. Ty przez moje tchórzliwe
podejście, a ja przez Twoją debilną, gryfońską upartość. Gdybyś pozwoliła
wytłumaczyć to sobie na żywo oszczędziłbym
atrament, pergamin i mój cenny czas.
*Ma sporo racji, co ja chrzanię, ma stuprocentową rację – pomyślała. – Ale te żałosne teksty o
atramencie mógłby sobie darować.*
D. Malfoy.
PS. GRANGER, GRANGER, GRANGER,
GRANGER, dla mnie na zawsze pozostaniesz
Granger. Nie powinnaś zmieniać nazwiska, Weasley brzmi jakoś… Nie brzmi w
ogóle.
PS2. Zacznij lepiej spinać te włosy.”
Hermiona wzięła do ręki różdżkę i
podpaliła list. Tym razem nie wrócił. Chciała czuć się wolna, ale coś w jej
sercu, bądź umyśle, trzymało się bardzo blisko Malfoya, jakby miało nastąpić
coś, w czym Draco będzie grać główną rolę.
Około godziny siedemnastej do
domu wrócił Ron. Był nieco pogodniejszy, niż w chwili, w której wychodził. W
kuchni Hermiona nakryła już do późnego obiadu. W pomieszczeniu panowała
całkowita cisza. Kobieta krzątała się nakładając posiłek. Ron był upartym
człowiekiem, ale potrafił iść na kompromis. Czym w tej sytuacji jest owa ugoda?
Hermiona miała tą dobijającą świadomość, że Ron czeka już bardzo długo na to,
aby zostać ojcem, a ona jedynie ślepo gna za karierą. Zasiedli do obiadu. Nadal
panowała cisza, która jeszcze bardziej przytłaczała Hermionę. Miała wrażenie,
że Ron jest śmiertelnie na nią obrażony i nie wiedziała, jak powinna temu
zaradzić.
– Przepraszam, Hermiono… – zaczął
Ron wprawiając swoją żonę w szok oraz niemałe zakłopotanie. – Powinienem cię
zrozumieć, ale tak bardzo chciałbym zostać ojcem. Wiesz, że Harry i Ginny będą
mieć kolejne dziecko?
Hermionę ogarnęło jeszcze większe
poczucie winy i wstyd. Nie chciała, żeby jej życie tak wyglądało. Ciągła pogoń
za karierą. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo odpycha od siebie swojego
męża. Mimo, że starał się wyglądać pogodnie, z jego oczu wylewał się wodospad
smutku i żalu. Nie wiedziała co miała powiedzieć, automatycznie zaschło jej w
gardle. Nagle na swojej wyciągniętej ręce poczuła dłoń Rona. Spojrzała na
niego, a ten uśmiechnął się i powiedział:
– Dobrze wiesz, że dla ciebie
zrobię wszystko. Poczekam wieczność, jeżeli tylko będę musiał.
– Doprowadźmy sprawę Agnes do
końca, a potem wszystkie diabły z ministerstwem i jego posadami.
Rozmowę brutalnie przerwało
natarczywe pukanie do drzwi. Małżonkowie wymienili zdziwione spojrzenia. Ron
wziął swoją różdżkę, wstał i powoli poszedł, aby otworzyć. Hermiona
automatycznie podążyła za mężem. Stanęła kilka kroków za nim. Moment otwierania
drzwi przeciągał się w nieskończoność. Kobieta odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła
za nimi Neville’a. Jednak chwila ukojenia nie trwała długo. Stary przyjaciel
państwa Weasley między łapczywymi oddechami powiedział:
– Luna… ona… my… musimy…
Hermiona omiotła go opiekuńczym
wzrokiem, a Ron gestem zaprosił do środka. Neville, starając się uspokoić
oddech dał pani Weasley jakiś skrawek pergaminu.
– Szedłem do was, jakaś sowa mi
to przyniosła... Ja nie wiem… Musimy… Przeczytaj…
Hermiona zauważyła na liściku
pochyłe, staranne, duże litery. Pismo panny Lovegood.
„ On wie, że to widziałam. Niech Hermiona skontaktuje się z Malfoyem! W
sprawie pierścienia…”
Tylko tyle. Ani słowa więcej.
Jakby pisała w pośpiechu. Morderca Agnes Smith dowiedział się o świadku i
pewnie będzie chciał go zlikwidować. Luna musiała czuć już jego oddech na szyi.
Hermiona przekazała liścik Ronowi. Ten bardzo szybko przeczytał go i rzekł
stanowczo, chowając różdżkę w tylną kieszeń jeansów:
– Nie ma czasu. Deportujemy
się.
Deportacja ciągnęła się w
nieskończoność, mimo, że logiczny umysł Hermiony wiedział, że trwa dosłownie
chwilę. Czuła się, jakby każda cząsteczka jej ciała powoli, w swoim tempie
przenosiła się pod dom Luny. Każda setna sekundy wydawała się godziną, a czas
deportacji mozolnym spacerem. Przez jej umysł przewijało się wiele teorii i
wyobrażeń. W jednej chwili miała nadzieję, że Luna ukryła się gdzieś, lub
przybędą przed tym psychopatą. Starała się w to wierzyć. Niestety w swojej
głowie miała też te mniej optymistyczne obrazy. Ciało panny Lovegood leżące
niczym odnalezione kilka tygodni temu zwłoki Agnes Smith. Deportacja dobiegała
końca i już za chwilę mieli ujrzeć to co stało się z Luną. Pod stopami powoli
pojawiał się twardy grunt. Byli już pod domem ich starej przyjaciółki. Nadszedł
czas, aby otworzyć oczy.
* „Uvamgana” nazwa od: uvam (łac.
kwaśny) i organa (łac. narządy).
* „Caecus” nazwa od: caecus (łac.
ślepy)
Pierwsza!!!
OdpowiedzUsuńZaklepuje miejsce.
Lecę czytać.
Czekam na opinię. ^^
UsuńWow, wow i jeszcze raz wow. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Cudo. Nie wiem jak możesz być tak sobie zadowolona z tego rozdzialu. Moje oczekiwania spełnił w 100%.
UsuńWow, wow i jeszcze raz wow. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Cudo. Nie wiem jak możesz być tak sobie zadowolona z tego rozdzialu. Moje oczekiwania spełnił w 100%.
Jak by patrząc to nie zawierał on jakiś szczególnych momentów w ktorych moje serce przyśpieszało rytmu (nie licząc oczywiscie końcówki) ale nie mogłam się nudzić czytajc go (co ja mówię przy twoich notkach nie da się nudzić, ale to taki szczegół Xdd).
Luna, wiedziałam, że ta postać nada akcji temu opowiadaniu. Żal mi się jej zrobiło, kiedy była tak przygnębiona i smutna na przesłuchaniu i że musiała widzieć to morderstwo. W pewnym nomencie pomyślałam "gdzie podziała sie ta pełna zadumy i bijącej od niej radości Luna" ale uświadomiłam sobie później, że to już nie Hogwart i, że nie mają po 15 lat, tylko są dorosłymi ludźmi twardo stąpającymi po ziemi.
Końcówką jak najbardziej mnie zaskoczyłaś, nie mogę uwierzyć w to, że morderca jednak widział Lunę i, że grozi jej niebespieczenstwo.
Dlaczego skończyłaś w tym momencie teraz muszę tak dlugo czekać żeby się dowiedzieć co zobaczą Ron, Hermiona i Neville w domu Luny.
Mam ochotę cie udusić gołymi rękoma ale bądźmy czarownicami, więc jak cie spotkam to skłonie się tylko do Crucia <3. Bo jak cię zabiję to kto dokończyć to opowiadanie??
Hmm.. List Draco do Herm jest takiii, cudowny. Pan Malfoy ma w 100% rację, że Granger o wiele lepiej pasuje. (choć do Harmiony MALFOY nie miała bym żadnych sprzeciwów). W tej wiadomosci zawarłaś tyle uczuć smutek, tęsknotę, miłość w pewnym stopniu, poczucie winy. Wyznanie Draco, że jak by był odważny to, by porwał Hermione, ukrył się razem z nią i czekał aż jego ojciec ich znajdzie i zabije,, to było takie <3 <3 po prostu się ROZPŁYWAM!!!
Gdyby Draco napisał do mnie taki list to lód pokrywający moje serce w pewnym stopniu by stopniał i wydaje mi się, że Hermiona odczuła to samo. Ale wiadomo męża od razu nie zostawi i nie rzuci sie mu w ramiona.
Czytając ten rozdział co chwilę odstawiłam inną osobę, że może być mordercą, chyba z 4 razy coś mi nie pasowało więc zmieniałam na inną osobę. Aż teraz mam kompletny mętlik w głowie i nie wiem kogo podejrzewać. :p
Teraz muszę wyrazić swoje skargi: Napisałam komentarz i dodałam go a blooger mi go usunął,, jestem zawiedziona,, musiałam pisać dwa razy.
Przepraszam za błędy ale piszę ten komentarz na szybkiego żebyś nie musiała jeszcze dużej czekać na moją odpowiedź.
Pozdrawiam i życzę weny. Nie mogę sie doczekać nastepnego rozdziału.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCieszę się, że rozdział sprostał Twoim oczekiwaniom, bałam się, że będzie po prostu nudny i przewidywalny. :)
UsuńPostaram się zrobić happyend dla naszej Luny, ale muszę przyznać, że przez jakiś czas ta osoba będzie wielką niewiadomą.
Ojoj, troszkę się boję. :D Ale mam nadzieję, że mi wybaczysz, chciałam troszeczkę przytrzymać w niepewności czytelników.
Cały czas zastanawiam się czy nie kreuję go na za bardzo delikatnego, ale trzeba wziąć pod uwagę, że to nie jest ich pierwsza wspólna relacja, a raczej jedynie szczątki tej, która kiedyś instniała. Dlatego staram się ukazać sentyment, udawaną niechęć i jakieś dziwne przyciąganie między tą dwójką.
W następnych rozdziałach planuję pewne wydarzenie, które może rzucić nowe światło na całą sprawę :)
Blogger potrafi wkurzyć ;/
Ja również chciałam przeprosić za tak późną odpowiedź na Twój komentarz. Pozdrawiam! :))
Wow!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział!
Liścik od Draco był cudowny! Tak zdecydowanie ,,Granger'' jest lepsze. Zgadzam się z nim w 100%.
Uwielbiam tą relację między Ronem a Hermioną! Są spokojnym i zgodnym małżeństwem.
Biedna Luna! Mam nadzieję, że jeszcze nie doszło do wypadku. Nie chcę śmierci Luny.
Poza tym wydaje mi się, że Blaise maczał w tym paluszki.
Wydaje mi się, że to Zabini jest winny.
No cóż, to się okaże!
Czekam na kolejny rozdział!
Życzę weny!
Granger najlepiej :))
UsuńTak staram się ich ukazać, cieszę się, że to widać.
Cii. Milczę :D
Zabini hmhm zobaczymy.
Dziękuję ślicznie,
pozdrawiam! ;)
Czuję po tym rozdziale zdrcydowany niedosyt. Nie mogę się doczekać, aż przeczytam co się stało z Luną. A jestem pewna, że coś jest nie tak. Czuję to w kościach. Wszystko przez ten liścik. Mam tylko nadzieję, że Luna nie będzie kolejną osoba, którą zabije ten psychol :D
OdpowiedzUsuńWciąż zastanawiam się, kto to może być i narazie moim typem jest Blaise. Ta książka Agnes dała mi do myślenia. Jednak byłoby to za proste, że tam mordercą był odpowiednik Zabiniego i w świecie poza książką jest tak samo. Sama już nie wiem co mam myśleć.
Nie lubię Rona, jego zachowanie irytuje mnie w każdym opowiadaniu jakie czytam. Poprostu on mnie irytuje ;D
Draco jest jak dla mnie w tym rozdziale taki kochany, tłumaczy Hermionie, że to wszysko było dla niej. Ja bym mu wybaczyla w trybie natychmiastowym.
Czekam na następny z niecierpliwością. Zresztą jak na każdy. Pozdrawiam :)
Oł, miejmy nadzieję, że Luna uciekła! :)
UsuńZabini jest podejrzanym numer jeden. Nadal jest nieuchwytny dla aurorów. A czy zabił? Nie wiem, to się okaże! :)
To tak jak mnie Ginny. Dlaczego to zawsze musi być Weasley? :D
Draco jest chyba zbyt kochany, ale cieszę się, że przypadł Ci do gustu.
Dziękuję i pozdrawiam! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo to zacznę od tego co zwykle ;) "lecz ona się nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Między klątwami jakimiś szeptami mężczyzny" w pierwszym fragmencie, zbędne jest "się", w drugim między klątwami oraz jakimiś brakuje spójnika "i"; "możliwe to rzucenia lub uwarzenia" do uwarzenie; „żywego trupa” w mugolskie świecie" mugolskim; " się, tak jakby " zbędny przecinek, za to dalej " przytomność a następnie" przecinek przed "a"; "w stanie wpłynąć coś takiego" wpłynąć NA coś takiego; Czemu mi się wydaje, że Luna jest pod działaniem zaklęcia Imperio? Już w poprzednim rozdziale, jej nieobecny wzrok, który nie zwrócił uwagi Hermiony, wydał mi się podejrzany... Pojawia się narzeczony Luny... wyszedł wcześniej... hmmm... jak nic, to mój kolejny podejrzany :D Pierścień, odpada Harry (a to niespodzianka), ale reszta dalej zamieszana :) Kolejną poszlaką jest, że konsultowała się również z Horacym, czego nie nadmienił jej ojciec. No i zniknęła Luna- WIEDZIAŁAM! Jej musiało się coś stać, inaczej przestałabym wierzyć w swojego nosa. Dobra, ale teraz Neville (co on do cholery robi poza Hogwartem) i dziwne zachowanie Rona, dziecko dzieckiem, ale jest jakiś dziwny. Wiadomo-Weasley :P
OdpowiedzUsuńAch i zapomniałam. Czyżby Agnes miała faktycznie coś z głową? Takie mikstury wymyślać? To niezdrowa fascynacja, no i kto w ministerstwie zaakceptował te dziwactwa? (RON, nie... jego zdziwienie na początku było zbyt prawdziwe... No i przeczytałam opis postaci... Agnes podkochiwała się w Malfoyu? Jak nic będą próbowali go wrobić. Malfoy albo Blaise, w zależności komu podpadli :P)
UsuńPoprawiłam wytknięte błędy i dziękuję za ich wypisanie. :) ""możliwe to rzucenia lub uwarzenia" do uwarzenie" - tylko tu nie wiem, dlaczego powinno wyć "uwarzenie" zamiast "uwarzenia"? :)
UsuńPowiem, że po części masz dobre wnioski. :)
Agnes była związana zawodowo z wydawnictwem Draco i owszem była zakochana w kimś z załogi, lecz Malfoy raczej w tej sprawie trzyma się z boku. :>
Uwarzenia, oczywiście! tym razem ja mam literówkę ;)
UsuńTo było do przewidzenia, że morderca będzie chciał się pozbyć jedynego świadka, ale jakoś wcześniej w ogóle o tym nie pomyślałam.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał. Jestem ciekawa, co dalej, więc lecę do następnego. :)
P.S. Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale jestem wykończona i nie jestem w stanie myśleć, a co dopiero tworzyć logiczne zdania.
Pozdrawiam :)