Witam kochani!
Czekał ktoś na nowy rozdział? Jak Wam się podobał piszcie w komentarzu! :))
Może rozdział wiele nie wnosi, ale właśnie w nim po raz pierwszy wystąpi nasz ulubieniec - Pan Malfoy! Myślę, że wyszedł mi troszeczkę "nieprzytomny" XD. Ale będzie lepiej, obiecuję.
Może rozdział wiele nie wnosi, ale właśnie w nim po raz pierwszy wystąpi nasz ulubieniec - Pan Malfoy! Myślę, że wyszedł mi troszeczkę "nieprzytomny" XD. Ale będzie lepiej, obiecuję.
Ilość komentarzy troszeczkę spadła, ale zauważyłam, że są osoby, które naprawdę to czytają i chciałam podziękować Esii (Nie wiem czy dobrze odmieniłam, jeżeli jest to odmiana nie poprawna to upomnij mnie! :)), Cherry i Sophie. Dziękuję bardzo, bardzo, bardzo mocno!
Koniec mojej paplaniny, miłego czytania! :)
Who
killed Agnes Smith?
Część druga; rozdział
pierwszy,
HERMIONA: POCAŁUNEK TAJEMNICY
Nie wiedziała, czy nie może się
ruszyć przez jakieś zaklęcie, czy przez chłód podłoża. Odczucie strachu, które
atakowało ją z każdej strony było niemalże namacalne. Przed chwilą… tak jej się
zdawało… chyba przed chwilą przebiegł obok niej szczur. Wszędzie panował mrok,
delikatnie przebijany przez ostrza księżycowego światła. Zaułek cuchnął
wilgocią i… jej krwią. Czuła, jak stróżka szkarłatnego płynu spływa z jej
wargi. Nagle ktoś, kogo nie mogła dostrzec… Głos, którego nie mogła rozpoznać…
Ból… Tak realny ból, rozrywający jej tkanki, tnący jej ciało. Czuła jak mimo
woli, w całkowitym osłupieniu zaczęła płakać. Z jej ust wydobywał się jedynie
niemy krzyk, którego nikt nie mógł usłyszeć. Och, chwila ulgi. W głowie miała
tylko modlitwę. Nie ważne czy On istniał, czy nie. Teraz tak bardzo
potrzebowała jakiegokolwiek Boga. Jeżeli mógłby ją uratować, dziękowałaby za to
do końca swych dni. Nagle z cienia wyłoniła się postać mężczyzny. Spojrzała na
nią. Tak bardzo chciała krzyczeć, błagać o pomoc, przecież tu musi ktoś być!
Człowiek o obliczu dementora, który chce złożyć na jej ustach pocałunek…
Dlaczego ona nie może krzyczeć! On jest coraz bliżej! Czy naprawdę nie ma dla
niej ratunku? Merlinie, on jest coraz bliżej! Dlaczego nie może krzyczeć!?
–
Hermiono! Hermiono, proszę obudź się…
Hermiona ocknęła się słysząc jeszcze
swój własny, realny krzyk. To było tak rzeczywiste, jakby jeszcze sekundę temu
był tu dziwny twór. Czuła na swoim ciele zimny pot, a jej policzki były mokre
od łez. Ten ból i strach były tak bardzo realne. Zimne podłoże… Czuła jego
chłód. Cały ten sen był cholernie namacalny i prawdziwy. Nagle poczuła, jak oplatają
ją silne ramiona Rona. Dopiero teraz odważyła się otworzyć oczy. Była w swojej własnej
sypialni, obok swojego męża. Ciepły, bezpieczny dom, jeszcze chwilę temu był
miejscem zbrodni. Teraz już wiedziała. Musi rozwiązać sprawę tego morderstwa.
Ten człowiek, który zabił Agnes Smith musi za to odpowiedzieć. Wtuliła się w
silne ramiona Rona i starała się uspokoić.
–
Jutro pójdę do wydawnictwa – wyszeptała.
Kilkupiętrowy wieżowiec. Cały
oszklony. Hermiona zaśmiała się w myślach. Kto by pomyślał, że czarodziej z
arystokratycznej rodziny skończy w tak mugolskim miejscu. Rzadko kogo było stać
na dwa piętra w tym wieżowcu, a wydawnictwo Malfoya, oraz należące do niego
dwie kawiarnie, siłownia, biblioteka i firma handlująca nieruchomościami
zajmowały w sumie pięć najwyższych pięter. Poprawiła swoją firmową, ołówkową
spódnice przed kolana. Nie wyglądała jak czarodziejka, a raczej jak nieco
nowocześniejsza wersja pani detektyw z mugolskich czarno-białych filmów. Jej
nieskazitelnie białą koszulę przykrywał czarny płaszcz, który był prawie
długości spódnicy. Ciężkie, czarne, niewysokie kozaki na szpilce dodawały jej
jeszcze więcej tajemniczości. Jedynie włosy, swym starym zwyczajem, pozostały
nieokiełznane. Weszła do budynku i za pomocą pewnych drobnych zaklęć
dowiedziała się, nie tylko gdzie jest biuro Malfoya, ale też czy jest on akurat
w pracy. Słowa portierki: „Nie powinna pani przeszkadzać panu Malfoyowi, to
bardzo, proszę mi wierzyć, bardzo dziwny człowiek.” przekonały Hermionę, że warto
akurat teraz wparować do jego gabinetu. Uśmiechnęła się do kobiety i ruszyła w
kierunku przeszklonych wind. Właśnie tam poczuła się jakby występowała w jakimś
dennym filmie romantycznym. W windzie obok, również w górę jechał jakiś wysoki,
szczupły mężczyzna. Zaszczycał ją swoimi spojrzeniami i uśmiechami przez całą
drogę, na co Hermiona jedynie przewracała oczami. Pech chciał, że oboje
wysiedli na tym samym piętrze. Kobieta nadała bardzo szybkie tępo, jednak owy
mężczyzna nie miał z tym problemu. Tuż przed czarnymi drzwiami z plakietką
„Dyrektor Dracon Lucjusz Malfoy” tajemniczy nieznajomy złapał ją dość mocno za
rękę i powiedział, nadal czarująco się uśmiechając:
– Nie może pani tam wejść,
dyrektor jest w trakcie narady.
Hermiona wyrwała swoją rękę i
wyciągnęła z marynarki mugolską odznakę. Minister Magii i premier Wielkiej
Brytanii po wojnie uzgodnili, że czarodzieje, którzy pracują nad jakimiś
sprawami kryminalnymi dostaną również mugolskie odznaki, żeby mogli
przesłuchiwać świadków również niemagicznych, zachowując przy tym oczywiście
najwyższą dyskrecję i delikatność. Teraz Hermiona uśmiechała się zwycięsko.
– Niech pani poczeka – zaczął speszony
adorator – zapytam dyrektora, czy może pani wejść.
Kobieta jednak stanęła między nim
a drzwiami i powiedziała przesłodzonym głosem:
– Nie trzeba.
Odwróciła się i weszła do
gabinetu. Za biurkiem w nonszalanckiej pozie siedział Draco Malfoy i obserwował
panoramę Londynu z dwunastego piętra wieżowca. Przez ostatnie osiem lat
znacznie się postarzał. Jego oczy nadal miały chłodny, szklisty blask, jednak
twarz wyglądała na bardzo zmęczoną – najpewniej to dodawało mu lat. Wyglądał,
jak typowy zapracowany szef, powoli palił papierosa i w pierwszej chwili nawet
na nią nie spojrzał tylko warknął:
– Wyjdź stąd Derek i sprawdź czy
cię nie ma, do cholery, na dole! Wczoraj miałeś wysłać Blaise’owi kopię rachunków za nowe książki do naszej
biblioteki. Lepiej szybko napraw swój błąd, albo nie znajdziesz pracy już nigdzie
w tym pieprzonym mieście. – Do końca mówił już spokojnie, z wyrafinowanym
sadyzmem w głosie.
Dalej, na skórzanej kanapie,
siedział Blaise Zabini, który cały czas wyglądał na osiemnaście lat. On
pierwszy zauważył Hermionę. Zaśmiał się co zwróciło uwagę Dracona. Blondyn
przerzucił swój wzrok na niego, a gdy przyjaciel wskazał kiwnięciem głowy
Hermionę, Draco wreszcie zaszczycił ją spojrzeniem.
– Granger? – wyszeptał ze
zdziwieniem marszcząc brwi.
– Weasley – poprawiła go
profesjonalnym tonem.
Kobieta zamknęła za sobą drzwi i nie pytając
się nikogo o zgodę zajęła miejsce naprzeciwko biurka. Malfoy patrzył na nią z
politowaniem.
– Serio? – powiedział rozbawiony.
– Wyszłaś za tego buca?
Rozbawienie nie schodziło mu z
twarzy. Jeszcze nie tak dawno temu, Hermiona zastanawiała się co poczuje gdy
spotka ponownie Malfoya. Uzyskała odpowiedź. Gniew. Parszywy, zakichany,
tchórzliwy dupek – nawet nie spodziewała się, że jedynie tak umie go określić –
właśnie obraża jej kochającego męża. Przyjęła firmowy wyraz twarzy i
zignorowała Malfoya.
– Co wiecie na temat zabójstwa
Agnes Smith? – zapytała wypranym z uczuć głosem i wyjęła różdżkę.
Kobieta wyczarowała dyktafon i
włączyła go. Zaczęła bacznie obserwować obu mężczyzn. Wymienili spojrzenia.
Chwila ciszy przedłużała się coraz bardziej. Było to korzystne dla Hermiony.
Mogła dokładnie im się przyjrzeć. Draco nie wyglądał, ani na zdenerwowanego,
ani na oschłego. Tak jakby wiadomość lub wspomnienie o śmierci Agnes
wstrząsnęło nim, jednak nie na tyle, aby w jakikolwiek sposób pomóc w
śledztwie. Blaise za to odzwierciedlał osobę, która stara się coś ukryć. Nie
utrzymywał wzroku na jednym przedmiocie dłużej niż kilka sekund, a na Hermionę
nie patrzył w ogóle. Przyłapała go nawet na nerwowym przełykaniu śliny.
Wyglądał, tak jakby było mu strasznie duszno. Rozluźnił krawat. Możliwe, że
Malfoy zauważył, iż Hermiona przygląda się jego przyjacielowi, bo zaczął
wyraźnie chcąc zwrócić na siebie uwagę:
– Nie możemy dyskutować z kim
popadnie o naszych klientach…
– I nie obchodzi nas co klienci
robią przed wejściem do wydawnictwa i po jego opuszczeniu. – dokończył cicho, ale pewnie Zabini.
Miała drobną nadzieję, że Malfoy
jej pomoże, po tym co łączyło ich w Hogwarcie – niestety ogromnie się zawiodła.
Panowie ewidentnie odmawiali współpracy, więc może przyszedł czas na kilka
ładnie sprzedanych gróźb. Zapewne
inaczej nie skłoni ich, aby cokolwiek jej powiedzieli.
– Od kiedy tak bardzo cenicie
czyjąś prywatność? – zapytała ostro. – Za utrudnianie śledztwa grozi kilka
miesięcy w Azkabanie, chętni?
Malfoy wyraźnie spoważniał, może
nawet zezłościł się, bo zmarszczył gniewnie brwi. Wcześniej sytuacja niemalże
go bawiła – teraz wyglądał tak, jakby chciał wyrzucić stąd Hermionę. Za to Zabini…
On wyglądał, jak mieszanka złości i rozpaczy, z nutką strachu, a to wszystko
serwowane w pysznej polewie obojętności.
Hermiona dopiero teraz
przypomniała sobie, że powinna przesłuchać jeszcze jednego doradcę Malfoya.
Ale… gdzie on jest? Czyżby Draco i Blaise mieli tak ważną sprawę, że mogli o
niej rozmawiać tylko we dwóch? Albo nie ufali trzeciemu doradcy. Zanim Hermiona
weszła do gabinetu udało jej się dowiedzieć od portierki, że wspólnikami Draco
są jego starzy, ślizgońscy przyjaciele: Zabini i Nott. Jak łatwo sprawdzić, czy
coś ukrywają? Hermiona miała już pewien plan.
– Dobra, bez owijania w bawełnę.
Nasz cichy informator twierdzi, że na miejscu zbrodni widział twojego doradcę,
Malfoy. – Na te słowa Draco odwrócił swój wzrok od kobiety. – Ten człowiek nie
był czarnoskóry, czyli to nie mógł być Zabini. – Mężczyźni ponownie wymienili
porozumiewawcze spojrzenia. – Kto jest twoim drugim wspólnikiem?
Draco wyglądał tak, jakby jeszcze
analizował słowa Hermiony, starając się dobrać idealną odpowiedź. Nie łączyło
ich już nic, ale kobieta jednak miała nadzieję, że Malfoy powie prawdę. Nagle
Blaise, który był już zupełnie opanowany, wstał i kierując swe słowa do Draco
powiedział:
– Dokończymy później, teraz jadę
na spotkanie z tym facetem od sprzętu.
Blondyn pokiwał głową i już po
sekundzie Zabiniego nie było. Nawet nie spojrzał na panią Weasley, jakby nigdy
jej tu nie było. Hermiona zastanawiała się, czy przypadkiem Malfoyowi nie
odebrano głosu. Wyjął papierosa i jednym szybkim ruchem różdżki odpalił go. Od
dobrych kilku minut pierwszy raz na nią spojrzał. Nic nowego. Oziębłe
kryształki lodu, innymi słowy tęczówki Malfoya, mimo ośmiu lat, nie zmieniły
odcienia chociażby o jeden ton… Niestety nie zmieniły też temperatury, choć…
jakby były o trzy stopnie zimniejsze. Hermionie wydawało się, że dosłownie
przez sekundę po zmarzniętym oceanie jego oczu przebiegł żal, za rękę z jakąś
dziwną melancholią, odrealnieniem.
– Wszystkie firmy, w których
nazwie widnieje moje nazwisko prowadzę tylko ja, a doradza mi tylko Zabini. –
Perfidnie skłamał, sercem Hermiony zaczął targać żal, a on dodał pewnie: – Nie
ma żadnego drugiego doradcy, czy wspólnika.
Najchętniej dałaby mu teraz w
twarz. Z drugiej strony czego miałaby spodziewać się po nim? Na pewno nie
odwagi i szczerości. Uśmiechnęła się z zawodem w oczach i wyłączyła dyktafon.
Wstała i bez słowa schowała dowód z przesłuchania do torebki, po czym szybkim
krokiem podeszła do drzwi. Złapała za klamkę, ale coś nie pozwalało jej wyjść.
Czuła palącą gorycz przegranej. Nie może pozwolić, żeby Malfoy tak się z nią drażnił. Wyjęła z torebki wizytówkę, na której oprócz podstawowych danych
widniał jej numer telefonu i miejsce w które można adresować sowy do niej.
Cofnęła się do biurka. Położyła karteczkę tuż przed Malfoyem i szepnęła
atakującym tonem, nawet nie spodziewała się, że jej głos może tak bardzo
przesiąkać jadem:
– Gdy Nott raczy się zjawić, masz
się niezwłocznie ze mną skontaktować.
I ponownie udała się do wyjścia.
Teraz starając się zignorować wszelkie jej osobiste żale do Draco nacisnęła na
klamkę. Właśnie przekraczała próg, kiedy dobiegł ją szczery głos Malfoya:
– Hermiono… Ja przepraszam…
Od razu wiedziała, że nie mówi on o
sprawie. Poznała to po tym, jak wypowiedział każde słowo… po tym, jaki żal
delikatnie przenikał szczerość w jego głosie.
– To nie ma już znaczenia –
uznała natychmiastowo. Nawet nie odwróciła się w jego stronę. Na odchodne
rzuciła mu drżącym głosem:
– Spóźniłeś się o mniej więcej
osiem lat.
Szybko zamknęła za sobą drzwi.
Chyba słyszała jeszcze cicho wymawiane „Hermiono…”. Stała jeszcze krótką chwilę
za jego drzwiami i starała się zostawić w tym miejscu wszystkie wspomnienia, w
których uczestniczył Draco Malfoy. Pewnie ruszyła przed siebie, starając się
myśleć tylko o swoim planie na resztę dnia. Musi jechać do ministerstwa i
stworzyć zapis nagranego przesłuchania, a potem udać do Ginny i spisać jej
zeznania… Ona i Draco nad brzegiem jeziora, słodki smak jego ust… Nie! Nie może
o nim myśleć. Ciekawe, czy Ron przesłuchał już Harry’ego? Obraz Draco, który z
determinacją pisał esej-tasiemiec dla Slughorna. To, jak marszczył czoło, zanim
zapytał ją, czy na pewno wszystko dobrze sformułował… NIE, nie, musi się skupić
na tym co jest tu i teraz... To jak odrywał się od pracy, żeby uraczyć ją
pocałunkiem.
– Cholera, idź do piekła, Malfoy
– szepnęła gniewnie zanim wsiadła do windy.
Weszła do środka ruchomego
pomieszczenia i odwróciła się w stronę jego drzwi. Tuż przed nimi stał Malfoy,
a zanim się one zamknęły powiedział chłodno:
– Nie martw się, już szykują tam
dla mnie miejsce.
Dzisiejszego dnia pani Weasley
nie miała ani chwili odpoczynku. Zaledwie godzinę temu wyszła z gabinetu tego przeklętego
Malfoya. Zdążyła już oddać zapis z przesłuchania zarządu wydawnictwa i zjeść
szybki lunch z Ronem. Był dziś jakoś dziwnie przybity. Teraz szła porozmawiać z
Ginny. Kto jak kto, ale pani Potter może znać o wiele więcej szczegółów z życia
Agnes, niż jej własny rodziciel. Te dwie kobiety od kilku lat łączyła przyjaźń,
czego Hermiona niestety nie mogła powiedzieć o sobie i siostrze swojego męża.
Odkąd obie wyszły za mąż ich kontakt prawie całkowicie się urwał. Ginny zajęła
się wychowaniem najpierw Jamesa, a później Albusa. Za to Hermiona postawiła na sukces zawodowy i w niespełna pięć lat wspięła się po szczeblach kariery od
asystentki parzącej kawę, do kobiety, która jest o krok od objęcia stanowiska
szefowej Biura Aurorów ds. Śledztw i Kryminalistki. Teraz Hermionę i Ginny
łączyły rodzinne święta w domu państwa Weasley i – od czasu, do czasu – odwiedziny jednej z rodzin. Państwo Potter
mieli przepiękny, wręcz baśniowy, spory domek z tarasem i, w cieplejsze pory
roku, ogrodem pełnym zieleni. Były tam też śliczne różnokolorowe kwiaty,
których woń przyciągała nie tylko pszczoły, ale też ludzi. Całą posesję
ogradzał słodki, niski, biały płotek z miejscem na bramkę. Dalej, do drzwi,
prowadziła piaskowa ścieżka. Lecz do lata było jeszcze daleko, teraz wszystko
przykrywała warstwa śniegu.
Dźwięk dzwonka nie zdążył
zamilknąć, gdy Ginny z małym Albusem na rękach otworzyła drzwi.
– Miło cię widzieć, Hermiono! –
powiedziała pani domu przepuszczając kobietę w drzwiach. – Szkoda tylko, że w
takich okolicznościach.
Powitania z dziećmi Potterów dla
Hermiony mogłyby nie mieć końca. Kochała swojego chrześniaka – Jamesa, a
malutki Albus rozbrajał ją ilością słodyczy w swoim dziecięcym uśmiechu.
Naprawdę lubiła z nimi przebywać, co jeszcze bardziej denerwowało Rona. Kobieta
nie mogła mu przetłumaczyć, że jeszcze kilka miesięcy i mogą zacząć starać się
o swojego potomka. Przecież to nie było aż tak długo…
Po tym jak Ginny ukołysała swoje
najmniejsze dziecko do snu, kobiety usiadły na sofie przy kominku. Czas
uciekał, Hermiona odstawiła swoją kawę na stolik i zaczęła, wyjmując z kieszeni
dyktafon:
– Ginny, muszę…
– Nie, Hermiono, posłuchaj… –
wtrąciła się pani Potter – miałam o tym powiedzieć Harry’emu, ale jednak
wolałabym porozmawiać o tym z Tobą. Agnes dostawała dziwne sowy. Jedna
przyleciała do niej, gdy tydzień przed tą tragedią była u nas. Przyniosła list
i białą różę.
Ginny mówiła rzeczowo i pewnie, ale
Hermiona miała nieodparte wrażenie, że strata panny Smith dla kobiety była
czymś strasznym. Fakty były takie, że ostatnimi czasy utrzymywały bardzo
bliskie kontakty. Do tego stopnia, że Agnes została chrzestną Albusa.
– Wiesz jaka była treść listu? –
zapytała Hermiona.
Pani Potter wyglądała tak, jakby
myślami wracała do tego dnia. Możliwe nawet, że zamiast siedzącej obok Hermiony
wyobraża sobie Agnes.
– To był chory list. Z tego co
pamiętam, ktoś napisał, że ją kocha i… – Ginny zacięła się na moment. Upiła łyk
swojej kawy. Kontynuowała cicho: – bardzo chciałby, żeby ta róża zabarwiła się
jej krwią. – Znowu zapadła chwila niezręcznej ciszy. Ostatnie słowa Ginny
wypowiedziała tak cicho, że Hermiona z trudem je usłyszała: – Podpisał się
Danse Macabre.
To już było coś! Zbrodnię dla
rabunku Hermiona wykluczyła już dawno, podejrzewała psychopatę, ale czy to
oznacza, że w czarodziejskim świecie grasuje jakiś świr? Teraz musi jeszcze
bardziej przyśpieszyć tempo śledztwa, bo jutro, za tydzień, za miesiąc, może
zginąć kolejna osoba.
– Hermiono, ona zginęła tak, jak
w książce – zaczęła nagle Ginny. – Opisane w niej postacie są wzorowane na
realnych ludziach. Lisa Hook przypominała z wyglądu Agnes.
– Myślisz, że książka pomoże nam
w złapaniu mordercy? – zapytała automatycznie.
Ginny wstała i podeszła do
regału. Wyjęła dość grubą książkę w brązowej, drewnianej okładce i podała ją
Hermionie. Wtedy do ich uszu dotarł wrzask Albusa, który najwyraźniej się
obudził. Kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i już po chwili pani
Potter poszła uspokoić swoje dzieciątko.
Na okładce owej książki złotą,
pochyłą czcionką wyryte było „Morderstwo niejedno ma imię.” Pod spodem
znajdował się ruchomy obrazek. W środkowej części z noża skapywały krople krwi
wprost na białą różę. Z boku znajdowała się uciekająca przez las kobieta, z
drugiej strony zaś palący fajkę
detektyw, co Hermiona stwierdziła po charakterystycznym przyodziewku.
Nagle Hermiona dostała
olśnienia. Nie było to może rozwiązanie zagadki, ale… Ginny miała rację. Danse
Macabre napisał, że chciałby, aby krople jej krwi znalazły się na białej róży,
a na okładce książki znajdowała się właśnie takowa róża z kropelkami czerwonej
cieczy na swych płatkach. To nie mógł być przypadek. Wszystko wskazywało na to,
że książka była w rękach oprawcy jeszcze przed jej wydaniem.
Po przesłuchaniu Hermiona i Ginny
rozmawiały ze sobą jeszcze przez godzinę. Nadal miały wiele wspólnych tematów.
Kiedy pani Potter przygotowywała drugą już porcję kawy, do Hermiony zadzwonił
telefon. Odebrała.
– To ja, Granger.
Mimo wszystko ten głos
rozpoznałaby nawet za sto długich lat. Znała na pamięć sposób w jaki wymawiał
każdą literkę, akcentował sylaby, dozował ton głosu…
– Malfoy, od kiedy wiesz co to
jest telefon? – zapytała pogardliwie.
Po drugiej stronie słuchawki
rozległ się stłumiony śmiech. Zawsze to robił, zanim odgryzł się jej za jakąś
wyjątkowo trafną uwagę.
– A tobie od kiedy podobają się
ofermy?
Hermiona westchnęła. Znów obrażał
Rona, choć jej mąż przez ostatnie lata zmienił się nie do poznania. Stał się
bardzo rzeczowy i oddany pracy, ale był też idealnym przyjacielem,
współmałżonkiem i kochankiem. A Malfoy? Pozostał Malfoyem. Zawsze pewnym swojej
pozycji mężczyzną, który uwielbiał coś ukrywać. Uczucia, obawy, rozkazy. Chyba
kochał być enigmą.
– Och, zamknij się! Zadzwoniłeś
tylko po to, żeby obrażać mojego ukochanego?
Po drugiej stronie zapadła
niczym nie zmącona cisza… Nie usłyszała nawet najmniejszego szmeru.
– Spotkajmy się – powiedział
pewnie Malfoy. Ale po chwili, tak jakby bał się, że ona to źle odbierze dodał
cicho: – Wiem coś co może pomóc w sprawie Smith.
Hermiona nie spodziewałaby się
nigdy w życiu, że uda jej się w jakikolwiek sposób przełamać kłamstwa Draco, po
tylu latach. Kiedyś małymi kroczkami udawało jej się dotrzeć do jego duszy,
którą po czasie bardzo dobrze poznała. Ale teraz miała wrażenie, że dzieli ich
mur nie do pokonania.
– Osiemnasta. Kafejka „Galeon”.
Wiesz gdzie to jest?
– Tak – odpowiedział
błyskawicznie, a już po chwili usłyszała dźwięk zakończenia rozmowy.
Dopiero po jakimś czasie
Hermiona dostrzegła w drzwiach Ginny. Kobieta patrzyła na nią tak srogo, jak
zawsze robiła to pani Weasley, gdy bliźniaki coś przeskrobały. Hermiona miała
głęboką nadzieję, że rudowłosa nie słyszała jej rozmowy.
–
Myślę, że powinnaś już iść – zaczęła smutno Ginny. – Możesz zachować
sobie książkę i wdzięczność, bo nie powiem Ronowi o tej rozmowie. – Pani Potter, najwyraźniej wszystko
słyszała, Hermiona skrzywiła się analizując jej słowa i już chciała coś
powiedzieć, gdy Ginny ją wyprzedziła: –
Rozumiem, że musisz go przesłuchać, ale nie angażuj się w żadne związki z
Malfoyem. I to nie jest groźba, to rada.
Twarz Ginny stała się
spokojniejsza, ale miała coś nieufnego w oczach, gdy żegnały się przed
drzwiami.
Do spotkania z Malfoyem
pozostało jeszcze półtorej godziny, więc Hermiona postanowiła zabrać się za
książkę. Skoro może ona pomóc w śledztwie, połączy przyjemne z pożytecznym.
Pierwszy rozdział w niczym nie
przypominał kryminału. Historia pisana w trzeciej osobie z naciskiem na postać
porucznika Fraya. Pięknie opisana miłość mężczyzny do Lisy Hook – młodej
wierszopisarski, która odwzajemniała to uczucie. Opis przygotowań do ślubu,
wystroju sali weselnej. Mimo, że Hermiona nie lubiła tanich romansideł ten
krótki rozdział niezwykle ją urzekł.
Idąc dalej, Hermiona doznała
niemałego szoku. Podejrzewała… a raczej wiedziała, że Lisa zginie, ale nie tak.
Porucznik Fray wracał z wieczoru kawalerskiego przez książkowy odpowiednik ulicy Pokątnej. Razem z nim dwóch
jego przyjaciół. Jednemu z nich nieubłaganie przypomniał się zjedzony posiłek,
który pragnął jak najszybciej wydostać się z jego żołądka. Fray i bardziej
trzeźwy przyjaciel wprowadzili w zaciemnioną uliczkę strutego alkoholem
biedaka, aby ten mógł w spokoju wyrzucić z siebie kilka zbędnych balastów.
Właśnie wtedy Fray coś zauważył. Opis był cudowny. Otóż mówił o tym, jak
mężczyzna myśli, że widział upadłego anioła. Podchodząc coraz bliżej dostrzegł
biel sukienki, cerę oświetloną blaskiem księżyca, bohater twierdzi, że wygląda,
jakby była obsypana malutkimi diamentami. Kruczoczarne włosy… i rozdarty żalem
krzyk porucznika, gdy odkrył, że jego sens życia leży nieruchomo na zimnej
kostce brukowej. Hermionę przeszedł dreszcz i poczuła się nieswojo.
Właśnie przewracała stronę, aby
przejść do rozdziału trzeciego, gdy ktoś zaczął natarczywie pukać do drzwi jej
domu. Kobieta zlękła się do tego stopnia, że książka wyleciała jej z rąk i
spadła na panele. Salon połączony był z korytarzem dużą wnęką, dlatego Hermiona
z kanapy dostrzegła blond włosy w szybie wbudowanej w drzwi. Malfoy? Spojrzała
na zegarek, który wisiał między schodami a drzwiami do kuchni. Do spotkania
została jeszcze godzina. Co on tu robi? Odłożyła książkę na stolik i otworzyła
drzwi.
– Mieliśmy spotkać się za godzinę
– powiedziała bez powitania, po chwili zmarszczyła brwi i zapytała
podejrzliwie: – A tak w ogóle, skąd wiesz gdzie mieszkam?
Malfoy uśmiechnął się, tak jakby
chciał jej tym gestem dopiec i powiedział:
– Też cieszę się, że cię widzę.
Adres na wizytówce to twój gabinet w ministerstwie. Uruchomiłem tam swoje
kontakty i… – rozłożył ręce na boki i uśmiechnął się głupio – taaaadam jestem!
Teraz Hermionę wbiło w ziemię.
On żartował? Pokazywał swoje niepohamowane szczęście w miejscu publicznym?
Zanim zdążyła pomyśleć, parsknęła kpiąco:
– Ćpałeś?
Nie czekając na żadną odpowiedź
ruszyła w głąb mieszkania zostawiając mu otwarte drzwi. Jednak Malfoy nie
drgnął nawet o krok do przodu. Chciała rzucić coś o specjalnym zaproszeniu,
ale Draco ją ubiegł, mówiąc poważnym i nieco
oskarżycielskim tonem:
– Wolałbym, gdybyśmy poszli się
gdzieś przejść.
Zmarszczyła brwi i cofnęła się.
Zgarnęła jeden z płaszczy wiszących tuż przy drzwiach i bez słowa wyszła.
Znaleźli się w parku, gdzie wieki
temu skończyła się ich znajomość. Przez całą drogę mało rozmawiali. Hermiona
pytała jedynie o Agnes i nie otrzymywała innych odpowiedzi, jak „Nie tu”. W
pewnym momencie Draco zatrzymał się i usiadł na jednej z ławek. Kobieta szybko
zrozumiała gdzie są. To nie tylko ten sam park, w którym ją porzucił, on wybrał
też dokładnie to samo miejsce.
Westchnęła w duchu. Zastanawiała się dlaczego wybrał akurat tę ławkę z
setek takich samych w różnych częściach parku.
– Nie usiądziesz? – zapytał.
W co on się bawi? Nie mogła go
rozgryźć. Co jeżeli sprawa Agnes była dla niego tylko pretekstem do tych
dennych rozmów? Hermiona postanowiła, że gdyby taka sytuacja miała miejsce
Malfoy pożałuje. Ona nie chciała mieć już z nim nic wspólnego.
– Nie. Co wiesz o Smith?
Draco miał nieodgadniony wyraz twarzy.
Chyba wszystkie zasoby żartobliwości wykorzystał zaskakując ją swoją
inscenizacją przed drzwiami. Spuścił na chwilę wzrok. Hermionę coś ukuło prosto
w serce. Nadal, mimo tego, że wyglądał na okropnie przepracowanego, był taki
piękny, przyciągający, magnetyzujący… On po prostu nadal był jej miłością,
chociaż wiedziała, że to ten rodzaj uczucia, w którym nie należy szukać
szczęścia.
– Jesteś nieszczęśliwa i to jest
związane ze mną, prawda? – stwierdził cicho, ale pewnie.
W tej nic nieznaczącej sekundzie
miał rację, ale mimo to omiotła go gniewnym spojrzeniem. Draco najprawdopodobniej nie chciał kontynuować
tematu. Jedynie rzekł cicho:
– Blaise był zakochany w tej całej Smith. Czasem
zachowywał się jak niewinna dziewica. Cały w skowronkach. – Mogłaby przysiąc,
że Draco skrzywił się delikatnie. W gruncie rzeczy bardzo ją to rozbawiło, ale
starała się utrzymać grobową minę. Rozmawiali o ważnych sprawach. – Często
prosił, żebym tak ustawił jego obowiązki, aby mógł się z nią spotkać.
Teraz wszystko co do tej pory
wiedziała utworzyło całość. Zdenerwowanie Zabiniego podczas przesłuchania i
jego miłość do Agnes. Czy to mógł by być przypadek? Zapewne zabił ją z miłości,
a raczej jej braku ze strony ofiary. Ginny wspominała, że postacie w książce są
odzwierciedleniem realnych osób. Opis ukochanego Lisy – porucznika Fraya –
nawet w maleńkim stopniu nie przypominał Blaise. Teraz Malfoy musi tylko
powtórzyć swoje zeznania w Ministerstwie.
– To dlatego Zabini był taki
zdenerwowany na przesłuchaniu, Ma… – zaczęła, ale w słowo wpadł jej Draco.
– Wiedziałem, że to zauważyłaś! –
powiedział dumnie. – Muszę niestety zniszczyć twój punkt zaczepienia, Granger.
Blaise jest niewinny.
Hermiona przewróciła oczami i
usiadła obok niego głośno wzdychając. Skoro tak uważa, to po co jej to
powiedział? A może po prostu chce chronić przyjaciela. Spojrzała na mężczyznę
oskarżycielsko i stwierdziła stanowczo:
– Musimy udać się do
ministerstwa. Złożysz zeznania.
Draco na tą wiadomość jedynie
zaśmiał się chłodno. Akurat tego w nim nigdy nie tolerowała. Czasem potrafił
być tak zimny i oschły, że przypominał górę lodową. Niezatapialną, za to
potrafiącą utopić miliony. Niezniszczalną, za to potrafiącą tylko niszczyć.
Bezuczuciową, nie potrafiącą przyjąć żadnych uczuć. W takich chwilach Hermiona
bała się go najbardziej, a raczej jego słów i gestów.
– Nie bądź śmieszna. Nigdy nie
złożyłbym tych zeznań. Poza tym Blaise gdzieś zniknął i nikt, nawet ja, nie wie
gdzie on jest – ujął szorstko.
Właśnie tego się spodziewała.
Nagle pojawił się tu ten parszywy Draco, z który tyle walczyła. To nie jego ton
głosu był najgorszy, ale jego wzrok. Tak, jakby w oczach miał lasery
zamrażające swoją ofiarę na kość w zaledwie kilka sekund. Hermiona nie
zamierzała dłużej z nim rozmawiać. To było bez sensu. Przez tyle lat wyrzucała
go z serca, a on bezwstydnie każdym gestem, słowem, starał się zniszczyć mur
między nimi. A może to prawda? Może faktycznie prawdziwej miłości nie da się
zapomnieć, bo jest jedna na całe życie… Hermiona przymknęła na sekundę powieki,
gdy ponownie je otworzyła jej oczy otuliły się delikatną, łzawą peleryną.
– Nieważne, Malfoy. Wszystko
nagrałam – powiedziała machając mu przed twarzą dyktafonem.
Wstała i zdążyła przejść parę
kroków. Potem poczuła, jak jego dłoń zaciska się na jej nadgarstku. Odwróciła
się i spojrzała na niego nienawistnie.
– Masz rację, Granger! Nieważne.
Chciałem tylko z tobą porozmawiać. Chciałem wytłumaczyć ci…
– Za późno! – krzyknęła
przerywając mu. Nawet nie poczuła, jak po jej policzku delikatnie spływa jedna
malutka łza. Wyrwała swoją rękę z uścisku i dodała szeptem cały czas patrząc mu
w oczy: – Jest już za późno na wyjaśnienia, Draco…
Stalowoszare tęczówki mężczyzny wyglądały tak jakby po ich tarczy rozlał
się żal, bezwzględnie niszcząc obojętność. Hermiona nie mogła już dłużej
utrzymywać kontaktu wzrokowego ze swoją dawną miłością. Odwróciła się i już
chciała oddalić się od niego chociaż o parę kroków, ale wtedy Draco objął ją w
tali, przyciągnął do siebie i pocałował. Stało się to tak szybko, tak
błyskawicznie… Jego zapach i słodko–gorzki smak ust sprawił, że zakręciło jej
się w głowie, jak za dawnych lat. Oddała się tej chwili zapomnienia, a zanim
wrócił jej zdrowy rozum, Malfoy oderwał się od niej.
– Nigdy… więcej… tego… nie… rób!
– powiedziała powoli, sącząc przez słowa taką nienawiść, o jaką nigdy by się
nie podejrzewała.
Spojrzała na niego z wyrzutem i
bez słowa deportowała się.
A Draco? Był w końcu Malfoyem,
miłość nigdy nie była w jego życiu priorytetem. Po tym, jak z jego twarzy
zniknął cyniczny uśmiech, odpalił papierosa i starał się zapomnieć o tym, jak
stchórzył osiem lat temu. Nigdy nawet nie pomyślałby, że mógłby pokochać jakąś
kobietę w taki sposób. To było – nadal w jakimś stopniu jest – tak silne
uczucie, że nie da się po prostu o tym zapomnieć. Błagał, żeby wreszcie mógł
wymazać z pamięci dzień, w którym ją zostawił. Rodzina, tradycja… Przez te dwie
rzeczy, które podobno dodawały mu szlachetności, stracił jedyną kobietę, którą
darzył taką miłością. Gdy jego ojciec zagroził mu utratą majątku i dobrego
imienia, niemalże zaśmiał mu się w twarz. Priorytety zmieniają się wraz z celami
i pragnieniami jakie zagoszczą w naszym życiu. Jego celem i pragnieniem była
wtedy Hermiona. W pewnym sensie jego ojciec miał rację, mawiając, że miłość
jest rodzajem słabości. Lucjusz otwarcie przyznał, że zabije pannę Granger, gdy
Draco waży się chociażby z nią zamieszkać, nawet nie wspominając o
jakiejkolwiek ucieczce. Przed ludźmi pokroju Lucjusza Malfoya nie było
absolutnie żadnej ucieczki. On był jej mistrzem, władcą. Znał każdą kryjówkę,
wymówkę, każde kłamstewka, których używa się aby się zaszyć, zniknąć. Wszystko
wokół było jakieś chore. Draco musiał ożenić się z Astorią, mimo, że ona
również żywiła płomienne uczucia do kogoś innego, a mianowicie Teodora Notta.
Małżeństwo państwa Malfoy było czystą fikcją, przykrywką. Mężczyzna wiedział,
że jego żona zdradzała go z jego własnym wspólnikiem, ale nie chciał w to
ingerować. Bardzo chciał, żeby chociaż im się udało. Od dwóch lat Astoria
mieszkała z Nottem. Draco czuł się wolny, ale niestety też okropnie pusty. Mimo
pieniędzy i władzy, czuł się nikim. Bo to właśnie Hermiona zawsze była
wszystkim, czego chciał. Bez niej nie miał nic. Draco wiedział, że ona nie
pozwoli niczego sobie wytłumaczyć. Wiedział, że jest teraz żoną Weasleya i
najprawdopodobniej go kocha. Jednak najgorsze było to, że wszystko dobitnie
utwierdzało go w przekonaniu, że już nigdy nie będą razem. A ten pocałunek?
Uśmiechnął się do siebie z goryczą. Ten pocałunek był tylko jednorazowym
prezentem dla dwóch rozdzielonych połówek tej samej duszy, którym już nigdy nie
będzie dane się połączyć. Dopalił papierosa i szybkim krokiem udał się do
biura. Był, jest i zawsze będzie Malfoyem. Nosił nazwisko, które wzbudzało
respekt, niestety za ogromną cenę. Za cenę czegoś, co ludzie nazywali
miłością.
Następnego dnia wracała właśnie
do ministerstwa z przydrożnej kafejki. Pyszny, czarny płyn, który o poranku dla
Hermiony był droższy od złota, od razu postawił ją na nogi. Była osobą rozsądną
i mądrą, dlatego barykadowała się czym mogła od myślenia o Malfoyu i tym co się
między nimi stało. Spędziła bardzo udany wieczór z Ronem, a teraz zamierzała
rzucić się w słodki wir pracy.
Co do jednej osoby Malfoy miał
stuprocentową rację. Aurorzy szukali Zabiniego niemalże od świtu. Nie było go w
jego mieszkaniu. Jakiekolwiek zaklęcia sprawdzające rzucone na budynek nie
wykazały nic podejrzanego. Jego matka, oraz najbliższa rodzina nie mieli
pojęcia, gdzie może teraz przebywać. Aurorzy odwiedzili też starą przyjaciółkę
Blaise – Pansy, lecz kobieta również nie potrafiła wskazać miejsca, gdzie
przebywa. W firmie Malfoya nikt Zabiniego nie widział, odkąd pojechał załatwiać
jakieś sprawy biznesowe. W końcu, niemalże o godzinie dwudziestej Biuro Aurorów
ds. Śledztw i Kryminalistki wydało pozwolenia na przeszukanie mieszkania
Blaise’a. Niestety wszyscy, którzy uważali, że w mieszkaniu podejrzanego znajdą
się jakieś dowody, po prostu obłędnie się mylili. Nic związanego ze sprawą.
Hermiona wracała do domu po
ciężkim dniu pracy. Było już późno, ale mimo wszystko miała ogromną ochotę na
spacer. Ministerstwo i dom jej i Rona dzieliło tylko kilka przecznic. Szła
spokojnie, nigdzie się nie śpiesząc, pozwalała, aby zimowe powietrze delikatnie
ją oplatało. Nadal analizowała wszystkie fakty związane ze śledztwem. Zabini
zniknął, morderca pisał do Agnes i podpisywał się „Danse Macabre”. Książka
stała się odzwierciedleniem realnego życia. Ciszę otoczenia mąciły sznurki
przejeżdżających samochodów i jakieś małe grupki ludzi... Dwa kroki dalej
skręcić w prawo… Rutynowy powrót z pracy pani Weasley…
– Jak dobrze cię widzieć, Hermiono!
Kobieta rozejrzała się dookoła.
Nie dostrzegła nikogo znajomego, ale ten zdenerwowany głos… Rozejrzała się
jeszcze raz i skręciła w jedną z uliczek. Dopiero tam znalazła się znajoma
twarz. Luna Lovegood, która właśnie zdejmowała okulary–marchewki z nosa. Jej
długie blond włosy okryte były wełnianym białym kominem, podobnie jak szyja.
Dalej miała na sobie wściekle pomarańczowy płaszcz prawie do ziemi. Widać było
jedynie długie, białe, ciężkie kozaki. Jej twarz była twarzą, do której
Hermiona zdążyła się już przyzwyczaić. Wiecznie nieobecne oczy to była cecha,
która bezapelacyjnie ją wyróżniała.
– Miło cię widzieć, Luno – przywitała się. –
Masz jakiś rewolucyjny radar wykrywający starych przyjaciół? – zakpiła,
starając się nadać swojej wypowiedzi żartobliwy wyraz.
Hermiona była pewna, że Lovegood
nie mogła dostrzec jej zza budynku. A powitała ją jeszcze zanim skręciła w
uliczkę po prawej. Luna nie przejęła się nieudanym żartem Hermiony i
powiedziała jak gdyby nigdy nic:
– Widzę przez ściany.
Hermiona nie potrafiła się
powstrzymać i zaśmiała się cichutko, na co Luna nałożyła swoje okulary na nos.
Pani Weasley uznała to za jeden z miliona niedorzecznych pomysłów Luny.
– Hermiono… Bo ja, ja widziałam
TO co się stało… – szepnęła Lovegood.
Oprócz nieobecnych, zamglonych
oczu twarz Luny była śmiertelnie poważna. Hermiona obdarzyła ją zaciekawionym
spojrzeniem. Blondwłosa kobieta bez słowa zdjęła swoje marchewkowe okulary i
założyła je pani Weasley na nos. Hermiona mrugnęła dwa razy i… Faktycznie
widziała przez ściany! Tak jakby świat składał się jedynie z ludzi, samochodów,
latarni, ławek, drzew… Zero jakichkolwiek budynków. Zdjęła szybko przedziwne
okulary i zapytała poważnie:
– Luna… Co widziałaś?
Lovegood przymknęła oczy i wzięła
głęboki wdech. Gdy je otworzyła były jak bezkresna, szklista głębia. Wypuściła
powietrze równie szybko, jak je wciągnęła i powiedziała ledwo słyszalnie:
– Było tak cicho… Tak cicho…
Tylko on się śmiał. – Spojrzała Hermionie prosto w oczy i dodała pewnie: –
Widziałam morderstwo Agnes Smith.
Clarissa
Wow!
OdpowiedzUsuńWow!
Malfoy jest totalnie perfekcyjnym Malfoyem! Uwielbiam go takiego!
Ten pocałunek. Perfekcja. Boże, ja tu wariuję!
Luna widziała śmierć Agnes? Jejku, jestem ciekawa kto zabił Smith. Teraz nawet podejrzewam Rona. O.o
Czekam na kolejny rozdział!
Dziękuję Ci bardzo! :)
UsuńOooo, Ron ciekawy typ. :D Lubię jego postać i raczej denerwuje mnie jako "ten zły", ale kto wie, kto wie :D
Pozdrawiam! :)
Niesamowite! Nie wiem,czemu nie weszłam na Twojego bloga wcześniej!
OdpowiedzUsuńGenialny zamysł fabuły :D
A Malfoy jest całkowicie idealny. Idealny! :D
Cieszę się, że trafiłaś i mam nadzieję, że będziesz zaglądała częściej. :))
UsuńDziękuję i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńWow, świetny rozdział aż nie wiem od czego zacząć.
Dziękuję za miłe podziękowania oraz zauważenie mojego zapału, który wkładam w pisanie tych komentarzy. Odmiana jest jak najbardziej poprawna, kiedyś też się na tym złapałam, że nie wiedziałam jak dobrze odmienić mój nick.
Co do rozdziału to pojawiają się nowe zagadki a ja nie mogę złożyć faktów żeby odgadnąć kto jest mordercą. Mam pytanie:
Czy tytuł i fabuła książki na której wzoruje sie morderca jest wymyślona przez Ciebie czy też jest to książka która jest opublikowana i można ją od tak przeczytać?
Tak jak pisałaś pojawił się nasz kochany Malfoy. Moim skromnym zdaniem dobrze wykreowałaś tę postać. Miałam takie wrażenie, że kiedy Pani Weasley weszła do gabinetu Malfoya to ta scena skojarzyła mi sie z momentem z książki 50 twarzy Greya. Kiedy Anastasia wchodzi do gabinetu Christiana. A on w czrnym garniturze stoi odwrócony tyłem i oglada piekne widoki. Nie wiem czy to było zamierzone ale fajnie to wyszło.
Jestem zdenerwowana na Draco, dlaczego osiem lat temu zostawił Mione a teraz chce wrócić i ją całuje, jak to Herm powiedziała jest już za późno. Nie mogę sie tylko doczekać aż zrobisz, że będą razem a najbardziej sposobu w jaki to zrobisz.
Kolejna postać, ktora wydaję mi sie odegra istotną rolę w tym opowiadaniu to nasza Luna na pewno dzięki niej sprawa trochę sie wyjaśni.
Jednak jej zwariowany sposób bycia na coś się przyda.
I jest mój kochany Zabini. <3 Nowa postać ale także nowy podejrzany, on nie może być mordercą. Jak on albo Malfoy będą to sie chyba zabiję. :P
Proszę nie zrób mi tego.!!!
Wydaje mi się, że wszystko co istotne uwzgledniłam a jak coś mi się przypomni to dopiszę.
Nie zanudzam już, życzę weny i czekam na odpowiedź do mojego koma. (jeżeli oczywiście masz ochotę odpowiedzieć)
POZDRAWIAM :**
Baardzo się cieszę, że odmieniłam Twój nick poprawnie, ale szczerze mówiąc miałam z tym spory kłopot, a nie chciałam Cię urazić. :)
UsuńTytuł i fabuła książki to również mój twór. W następnym rozdziale będzie opisana całość książki Agnes.
Oh, nie chciałam, żeby ta scena była z czegoś zgapiona, ale jak już tak się stało będę musiała jakoś z tym żyć. Nawet nie wiedziałam o podobieństwie zaistniałych sytuacji, ponieważ nigdy nie oglądałam, ani nie czytałam Graya. Co więcej nie zamierzam tego robić. :P
Cóż Draco miał swoje powody. Chciałam właśnie przekazać, iż Malfoy uważał, że przed jego ojcem nie ma ucieczki, ponieważ Lucjusz był w niej mistrzem. Uniknął kilkakrotnie odpowiedzialności za swoje czyny, ma wiele szemranych kontaktów. Nasz zły Draco po prostu wolał, aby Herma żyła, chociaż oznaczało to życie bez niego. Na pewno nie będzie to łatwy powrót. Oboje się w jakiś sposób kochają, tzn. pamiętają o sobie w sposób szczególny. Niestety Draco cały czas ma na karku Lucjusza, a Hermiona kocha, z wzajemnością, swojego męża. Trzymajmy kciuki za naszą rozłączoną parkę. :)
Oj, Luna... Nie będę zdradzać szczegółów, ale myślę, że będzie kluczową postacią, nie tyle, co w rozwikłaniu sprawy, ale w nadaniu jej sensu, pikanterii i jeszcze kropelki tajemnicy.
Zabini jest znakiem zapytania. Ewidentnie miał chory motyw, ale czy to zrobił? Nie wiem...
Dziękuję za Twój komentarz, jak zawsze był dłuuugi i sprawił mi ogromną uciechę,
Pozdrawiam!!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWpaniały rozdział. Pojawił się Blaise który dziwnie się zachowuje. Mam podejrzenia że to jego sprawka. Choć jak okaże się że to on obiecuję że znajdę cię i zamorduję :D
OdpowiedzUsuńCo do Draco, szkoda że rozstał się z Hermioną. Jest teraz żoną Rona którego poprostu nie lubię. Mam nadzieję że szybko go zostawi i wróci do Draco.
Luna pewnie odegra bardzo ważną rolę w twoimi opowiadaniu. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, chcę się dowiedzieć co dokładnie widziała Luna.
Pozdrawiam :)
Ojoj, Blaise ma wiele fanek, chyba zostawię go w spokoju, bo zginę marnie. :D
UsuńJest żoną Rona i raczej nią pozostanie. :)) Chciałabym wykreować coś trochę innego, bez zdrady i blabla. :)
Luna, hm będzie jej trochę w następnych rozdziałach.
Również pozdrawiam.
A ja nadal podejrzewam Neville'a xD
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi sie rozdziaal! Ma kilka bledow, ale zapomnialam gdzie je znalazlam heh. ;D
Reakcja Hermiony na telefon Malfoya bardzoo fajna xD
Dziękuję za komentarz :)
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńNa samym początku muszę przyznać, że Dramione należy do mojej listy najbardziej znienawidzonych parringów, ponieważ w ogóle nie ma w nim logiki.
Chociaż ta historia nawet ciekawie się zaczyna. Co prawda nie przepadam za kryminałami jednak to na prawdę jest ciekawe! Bardzo podobało mi się rozdział, w którym przedstawiłaś to wszystko z punktu widzenia mordercy. Było to chore, tajemnicze i jeszcze raz chore, ale było też genialne. Tamten morderca był dziwny. Jednocześnie kochał Smith na swój pokręcony sposób, a jednocześnie pragnął jej śmierci. Umysł takiego człowieka jest czasami niezwykle skomplikowany, trudno jest zrozumieć o co mu chodzi, jaki ma cel w zabijaniu niewinnych osób. Nie obiecuję Ci, że tu jeszcze wpadnę, bo sama tego nie wiem, lecz muszę przyznać, iż masz talent! Rozwijaj go i nie przestawaj!
Selene Neomajni
Dziękuję za opinię. Miło mi, że jednak mogłaś "przebrnąć" przez znienawidzony pairing oraz gatunek. Rozumiem, że czasu nikt nie ma zbyt dużo, także jeżeli będę miała chwilę wejdę również na Twojego bloga i zerknę na historię, którą przedstawiasz.
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie i pozdrawiam! :)
Yyyy, twarzy dementora? Serio? Jak wygląda twarz dementora? O.o z tego co kojarze, to są tylko przypuszczenia, jakoby pod kapturem były wielkie usta... Dobra, wiem. Czepiam się :P " biuro Malfoya, ale też czy jest ona akurat w pracy" ON, nie ona; hmmm, czy Draco nie miał na imie DRACO, a nie DRACON? Wiem, że w książce Narcyza odmienia jego imię jako "Dracona", ale tutaj Draco wydaje mi się bardziej na miejscu ;); "stosując przy tym oczywiście najwyższą dyskretność i delikatność" mam dwa ale, "zachowując" bardziej pasuje niż stosując oraz, nie ma takiego słowa jak dyskretność, jest dyskrecję :);"jednak twarzy wyglądała " twarz nie twarzy; "nie tak dawno temu Hermiona zastanawiała" przecinek po temu; "widział Twojego doradcę, Malfoy" i dalej "Twoim drugim wspólnikiem", Twoim, Twojego z małej litery; "z nią cackał" cackał, to obchodził delikatnie, a Malfoy bawi się z nią w kotka i myszkę, drażni itd.; "postawiła na karierę i w niespełna pięć lat wspięła się po szczeblach kariery" powtórzenie, proponuję pierwszą karierę zastąpić słowem np.sukces; " domek, z tarasem " po domek zbędny przecinek ;); "Miło Cię widzieć, Hermiono" cię z małej litery; "porozmawiać o tym z Tobą" tobą z małej litery;"książce. – zaczęła" po książce masz kropkę, więc zaczęła z wielkiej litery; "A Tobie od kiedy podobają " tobie z małej; " dostrzegła blondwłosy w szybie " zjadłaś spację między blond, a włosy ;-); potem Cię i Twój z małej, już nie będę więcej wypisywać, po prostu sobie znajdź i pozmieniaj :); drgnął się nawet o krok " albo nie poruszył się, albo nie drgnął nawet; dalej przed "ale" przecinek; dalej powtórzenie "ucieczce. Przed ludźmi pokroju Lucjusza Malfoya nie było absolutnie żadnej ucieczki." proponuję "żadnego ratunku" i zmienić w następnym zdaniu jej na jego. Wow, co za rozdział. Czemu Hermiona nie spotkała się już potem z Malfoyem? Tym "wiem coś" było tylko to, że Blaise kochał się w Agnes? Ginny... no nie lubię jej, mimo tego, że po części rozumiem. Pojawiła się Luna, czy widziała zabójcę? Założę się, że coś jej się stanie, inaczej być nie może :> Marchewkowe okulary - mistrzostwo po prostu. Część rewelacyjna i wnosząca dużo informacji. Pojawił się Nott, czyżby jakiś łańcuszek miłosny? On kocha ją, a ona jeszcze kogoś innego, który kocha inną? Kurcze, nie dowiem się tego teraz, bo już późno, ale postaram się wrócić jutro. Historia super, wciągnęła mnie jak najlepsze dzieło Cobena ;) no i coraz więcej Dramione <3
OdpowiedzUsuńChodziło mi o to czy Luna rozpoznała zabójcę, bo, że widziała, to raczej oczywiste :)
UsuńAch, no i jeszcze Blaise, nie wzięłam go pod uwagę jako mordercę, mimo okazywanego zdenerwowania, no ale skoro Draco twierdzi, że to nie on, no to nie on. Tylko teraz zwiał... może żeby ostrzec Notta? Dobra, idę spać!
UsuńJestem w szoku. Ta ilość błędów. :O Po prostu rozdział kilka tygodni temu został zbetowany i myślałam, że beta zauważyła moje pomyłki... No, cóż poprawię je! :) Tak jak pisałam we wcześniejszej odpowiedzi Tobie/Ciebie z wielkiej litery jeszcze trochę będzie się przewijać. Muszę to poprawić, wiem, miałam nadzieję, że uda mi się w wakacje, co jest niestety mało realne. Postaram się to poprawiać stopniowo. Najlepiej będzie, jak zabiorę się za to od razu, zanim zabiorą mi prąd. :D
UsuńRównież nie przepadam za Ginny, dlatego jest niezbyt pozytywną postacią, w tym opowiadaniu. Wokół Luny również trochę zamieszam - w sumie już to po części zrobiłam. Błędne koło wokół min. Agnes i Blaise'a będzie przewijać się przez całe opowiadanie. Postaram się je trochę ubarwić.
Bardzo mi miło czytać takie komentarze. Jestem otwarta na krytykę i wytykanie błędów, dlatego dziękuję za poświęcony czas! :*
Teraz sporo pracy przede mną, poprawki i nadrabianie komentarzy. Mam nadzieję, że starczy mi na wszystko czasu. Dziękujemy, pięknej, letniej pogodzie. :>
Pozdrawiam cieplutko! :)
Oh, jeszcze wątek "twarzy dementora". Użyłam tego sformułowania(?), aby ukazać, że w śnie Hermiony było coś, a raczej ktoś, kto nie posiadał owej twarzy. Kobieta jest śledczą, gdyby morderca w jej śnie miał realne odbicie, byłoby to trochę zbyt proste. Mogłabym podłożyć twarz osoby, której nie chcę kreować na zabójcę, ale w tym wypadku dlaczego znalazł się w śnie?
UsuńDalej dementor, to po prostu odzwierciedlenie strachu, przykrych emocji i w pewnym sensie braku duszy. Taka metafora odnosząca się do mordercy. Tak samo jak "twarz", której tak naprawdę stwór nie posiada. :)
Może za bardzo pojechałam po bandzie z tym, ale mam nadzieję, że wyśniłam. :)
Matko znowu coś pominęłam. Chodzi o imię, odmianę (nie wiem jak to poprawnie nazwać...) "Dracon". To raczej tylko moja fanaberia. Tak jakoś jest mi bliska ta forma, kojarzy mi się z wyższością i taką... hmmm... władzą i brzmi bardzo formalnie. Najprawdopodobniej dlatego jej użyłam. Chociaż zawsze wydawało mi się, że forma "Draco" jest pewniejsza i bardziej prawidłowa, to jakoś we wszystkim, co uda mi się napisać, najchętniej, chociaż raz wtrąciłabym "Dracon". Także, to tylko mój mały kaprys. :D
UsuńHaha, no wybaczam, choć bardziej pasowałoby mi "oblicze dementora" co jest bardziej ogólne i nie można się przyczepić :) ale to też, takie tam moje utyskiwania :D Co do Dracon, no dla mnie również jest takie bardziej wyniosłe, szlacheckie bym powiedziała, ale jako odmiana. No nic. Za Tobie/Cię/Ciebie przepraszam, że tak się uczepiłam, ale pomyślałam, że jak część wypiszę, to będzie Ci prościej zlokalizować :) Sama ostatnio poprawiając WJN nie zauważyłam tego co mi wypisałaś dziś :D A i Cię/Tobie też znalazłam, to chyba głupie przyzwyczajenie ze szkoły ;) Lecę czytać dalej ;) P.S. masz nowy szablon, prawda? taki mroooczny :D
UsuńMoże faktycznie brzmiałoby lepiej. :D Pewnie masz rację, lepiej niech odmiana zostanie tylko odmianą. Chociaż w tym wypadku pozwolę sobie na teki błąd. Dracon takie władcze, hohoho :D
UsuńTak nowy. Zrobiłam go sama, to takie moje pierwsze dziecko w kwestii grafiki i kodu CSS. ^^
Wow
OdpowiedzUsuńTutaj pełen szok Luna widziała morderstwo?!
No nie mam słów po prostu...
Umieram z ciekawości
Pędzę czytać bo świetnie to piszesz
To mnie teraz zagięłaś. Luna widziała morderstwo Anges? Coś mi tu nie pasuje i wydaje mi się, że rozwiązanie nie przyjdzie tak szybko, na pewno nie.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że Blaise tego nie zrobił, to by było za łatwe. :/
Swoją drogą, zdziwiło mnie zachowanie Malfoya. Raz wydaje się zimnym i aroganckim arystokratą, a potem całuje Hermionę, przeprasza ją...
Twoje opowiadanie staje się coraz ciekawsze i nie wiem, czy dam radę jeszcze dzisiaj wziąć się za kolejny rozdział, ale na pewno zrobię to jutro. :D
Te rozdziały są przepełnione emocjami, przy tum nie da się zasnąć.
OdpowiedzUsuńCzłowiek chce więcej i więcej.
Trafiłam tutaj przez przypadek, a już po pierwszych rozdziałach wiem, że to dobrze, ze tutaj zajrzałam.
Nie wiem zupełnie kto to może być.
Można tylko mieć przypuszczenia (nie lubię czytać zakończeń) kto zabija.
W każdym razie to opowiadanie jest fantastyczne!
DOMI.
Z całego serca zapraszam wszystkich Potterhead do Akademii Magii Ramesville! Wejdź na naszą stronę internetową - http://ramesville.pl/ - i uzupełnij formularz zgłoszeniowy! Zapisz się na ucznia i rozpocznij przygodę życia w doborowym towarzystwie! Wrota do świata magii stoją dla Ciebie otworem. Nie zmarnuj tej szansy i bądź z nami już od dziś!
OdpowiedzUsuńASHSB zaprasza w szczególności do Slytherinu, gdzie panuje tak wyjątkowa atmosfera, że nigdy nie chce się opuszczać czatu