30 cze 2015

WKAS: Hermiona: Pocałunek Odkupienia




          Witam wszystkich!
          Najpierw mam dla Was kilka linków. Otóż od niedawna istnieje zakładka z bohaterami "Who killed Agnes Smith?" Odsyłam Was do tej zakładki tam czeka na Was odnośnik. :) 
          Zapraszam [TU] - ocena "WKAS", dziękuję bardzo Nersi! 
A co do rozdziału. Trochę się dzieje. Nott wraca i składa zeznania, poznajemy "inną" twarz Agnes i... wreszcie dowiemy się co z Luną! 
          Miłego!



Who killed Agnes Smith?


Część druga; rozdział trzeci,

                                                     
HERMIONA: POCAŁUNEK ODKUPIENIA


            Serce Hermiony stanęło w bezruchu, jakby wyczekiwało pozwolenia na ponowne bicie. Czuła się, jakby była sparaliżowana. Zaczęła powoli otwierać oczy. W pewnym momencie Ron przytulił ją mocno do siebie. To co miała za chwilę zobaczyć w zupełności usprawiedliwiało nagłą wylewność jej męża.   
         Czarodzieje, którzy kiedykolwiek widzieli dom po odwiedzinach śmierciożerców, stwierdziliby, że słudzy Czarnego Pana zmasakrowali dziś posesję panny Lovegood. Jednakże w kilku szczegółach ta sceneria odbiegała od kanonu. W miejscu, gdzie teraz stała rudera z powybijanymi oknami, drzwiami wyrwanymi z zawiasów i krwistoczerwonym napisem „Danse Macabre” na dachu, kiedyś stał śliczny, biały domek z jasnofioletowym dachem. Zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu z niewielkiej warstwy śniegu tak białego, jak ów budynek wystawał jasnobrązowy płot, którego części teraz leżały porozrzucane po całej posesji. W powietrzu unosiła się silna woń dużej ilości magii. Idąc coraz głębiej w odmęty ruiny można było zauważyć krzesło, najprawdopodobniej wyrzucone przez okno, leżące po lewej stronie zniszczonego domu. W środku, oprócz towarzyszącego takim sprawom bałaganu, na ścianach, meblach i podłodze widniało tysiące, krwistoczerwonych napisów o treści „Danse Macabre”.  Nic nie zginęło, jedynie właścicielka posesji zniknęła bez śladu.
            Trudno byłoby opisać uczucia Hermiony. Kobieta sama nie wiedziała co myśleć, na co zwrócić uwagę. Gdy Ron kontaktował się z Biurem Aurorskim, a Neville rozglądał się zszokowany po pomieszczeniu, Hermiona była po prostu otępiała. Przeżyła wojnę, pracowała w Ministerstwie już kilka lat i nie jedno takie miejsce zbrodni widziała. Niestety, teraz było inaczej. To był dom Luny Lovegood. Kobiety, która niedługo miała wyjść za mąż. Ich przyjaciółki z Hogwartu. 


              Od porwania panny Lovegood minął już tydzień. Początkowo nie używano nawet słowa „porwanie”. Przeszukiwano miejsca, gdzie mogła się ukryć, ponieważ istniała alternatywa, że kobieta po prostu uciekała, dlatego szaleniec zmasakrował jej dom. Tylko skąd on wiedział, że Luna widziała morderstwo Agnes? W sumie to nie zmieniało kręgu podejrzanych. Zabini zniknął, jak kamień w wodę. Czy ktokolwiek mógłby zapewnić, że nie ukrywa go ktoś z Ministerstwa, kto mógłby mieć dostęp do akt sprawy? Zdecydowanie nie. Cały czas śledztwo opierało się na domysłach, ponieważ brakowało znaczących dowodów i  na fikcji, ponieważ motyw książki przewijał się z każdym nowym zdarzeniem i świadkiem. W kryminale Smith porwano Emily, w życiu realnym Lunę. Teraz pozostawało modlić się o to, aby finał tego uprowadzenia nie był taki, jak w utworze. Co jeżeli pewnego dnia Scamander wracając do domu zauważy na schodach leżącą Lunę w stanie agonalnym? Przecież on nie wytrzymałby tego, był bardziej zakochany w swojej pannie Lovegood, niż porucznik Fray w Lisie Hook.  Hermiona nadal słyszała paniczny szept narzeczonego przyjaciółki, którego przesłuchiwano, gdy nieświadomy przyjechał na miejsce zbrodni. Rolf – zszokowany całą. tragiczną sytuacją – pytał sam siebie gdzie ona jest i czy nic jej się nie stało. Potem uspokajał swoje zszargane nerwy zapewniając się, że Luna ukryła się u ojca. Jednak jego nadzieje były bardzo zgubne. Ten zdesperowany szept... Pani Weasley zasnęła nadal słysząc: „Luna, gdzie jesteś? Wróć do mnie.”.
 W ostatnim tygodniu Ron był w domu bardzo rzadko. Zazwyczaj zjawiał się z Harrym, lub z innym Aurorem, dosłownie na chwilę. Poszukiwania Luny, najprawdopodobniej porwanej przez psychopatę, zawładnęły całym Ministerstwem. Hermiona w pracy przeszukiwała wszystkie akta, badała dowody, wysyłała około dziesięciu listów adresowanych do Malfoya każdego dnia. Wszystkie najmniejsze, najbardziej zgubne poszlaki zostały już przebadane przez panią Weasley, a Malfoy milczał. Nie pojawiał się ostatnim czasem w swoim biurze, w jego posiadłości też nie było po nim śladu.
             Dzisiejsza noc, była dla Hermiony pierwszą, którą mogłaby wreszcie normalnie przespać. Lecz prędzej Ron, odpuści sobie poszukiwania, niż ona spokojnie zaśnie. Cały czas do jej głowy pukały miejsca, które mogłaby sprawdzić, albo jakaś dziwna, w ogóle nie związana ze sprawą, poszlaka, która rzuciłaby nowe światło na morderstwo Agnes. Hermiona po prostu czuła, że gdzieś ukrywa się coś, co pominęła i bezczelnie naśmiewa się z niej. Musiała czegoś nie sprawdzić wystarczająco! Tylko co to było? Gdzie tego szukać?
             Minęło kilka godzin, zanim Hermiona zdołała zmrużyć oko. Znowu nawiedziła ją jedna z tych bardziej rzeczywistych fantazji sennych. Ostatnia, tak realna, przedstawiała ją zamiast Agnes. Czuła strach. Zimno. Teraz było zupełnie inaczej. Były święta Bożego Narodzenia, wiedziała to tylko, dlatego, że to już kiedyś miało miejsce. Jej sen odzwierciedlał kolację u państwa Potter w Wigilię. Sądząc po stanie Harry’ego, Rona, George’a i Neville’a było już grubo po dwunastej. W dość dużym salonie, umeblowanym w najróżniejszych odcieniach brązu, przebywały jeszcze cztery dorosłe osoby, a raczej kobiety. Hermiona, Ginny, Angelina i Agnes Smith. Pani Weasley ponownie czuła przyjemną atmosferę panującą tego dnia u Potterów. Ciepło, które rozlewało się po całym pomieszczeniu z wesoło trzaskającego płomieniami kominka, wprawiało w błogi nastrój. Wesołe, lekkie rozmowy kobiet przeplatały się ze szczerymi, nabuzowanymi alkoholem zapewnieniami panów. Hermiona – tak, jak to było w rzeczywistości – w pewnym momencie przeprosiła całe towarzystwo i udała się do łazienki. Oczekiwała, że gdy wróci będzie czekał nią zastawiony stół i radosne rozmowy. Jednak weszła do zupełnie ciemnego pomieszczenia. Światło, które biło z korytarza, również zgasło. Wszędzie nicość, żadnych przedmiotów. Tego stanowczo nie było w scenariuszu. Nagle, w rogu pojawiła się skulona Agnes. Ubrana w białą suknię. Obejmowała kurczowo swoje kolana i szeptała rozdartym głosem: „To może być każdy, to może być każdy”. Hermionie wydawało się, że trwa to już całą wieczność. Panna Smith i jej rozżalone słowa, te same, w kółko. Pani Weasley chciała do niej podejść, lecz nie mogła się ruszyć. Z wszechobecnej ciemności zaczęła wyłaniać się postać płci męskiej. Mimo mroku idealnie dostrzegła jego czarne ubrania. Paradoks. Dostrzec czerń w czerni. Agnes urwała swoje lamentowania. Za to zaczęła histerycznie płakać. Zakryła twarz dłońmi. Hermiona nie widziała dokładnie twarzy mężczyzny – był zbyt daleko od niej – jednak dostrzegła jego psychopatyczny uśmiech. Pełen fanatyzmu, dziwnej, nieopisanej żądzy, chorego szczęścia. W pewnym momencie nie mogła zaczerpnąć powietrza. Desperacko starała się dostarczyć, chociaż odrobinę tlenu do organizmu. Bezskutecznie. Do oczu napłynęły jej łzy. Powoli, jakby czas przestał istnieć, opadała na czarną, jak kawa, ziemię. Powoli przestawała widzieć. Postać stała tuż nad nią. Z każdym kolejnym otwarciem powiek, przybierała inne oblicze. Najpierw była to twarz Blaise’a, potem kolejno: Malfoya, Notta, Neville’a, a nawet Harry’ego i Rona. Wargi każdego z nich wykrzywiał fanatyczny, mrożący krew w żyłach uśmiech. To koniec. Gdy czuła, że uchodzi z niej jakakolwiek świadomość usłyszała głos owej postaci.
             Hermiona obudziła się łapczywie łapiąc powietrze. W głowie cały czas rozbrzmiewały jej słowa, które słyszała jeszcze sekundę temu w swoim koszmarze: „Zgadnij kim jestem, kim jestem, kim jestem…”. Trudno było to nazwać szeptem, krzykiem, czy jakimkolwiek innym tonem. Cały czas je słyszała. Jakby, ktoś celowo chciał omotać ją tymi powtarzającymi się słowami. Były tak realne, jakby przed chwilą słyszała  je naprawdę. Minęło kilka minut, zanim oddech Hermiony wrócił do normy. Tak bardzo brakowało jej teraz Rona i jego opiekuńczych ramion. Mimo, że była sama w domu czuła czyjąś obecność. Może to przez te powtarzające się słowa? Ten głos… Jakby już gdzieś go słyszała, równocześnie, jakby pierwszy raz dotarł do jej uszu. Totalny kontrast.
             Hermiona usiadła na skraju łóżka i przeczesała palcami mokre włosy. Jedyną osobą, którą teraz chciała mieć przy sobie, był mężczyzna, który zapewni jej bezpieczeństwo. Najpierw pomyślała o Ronie, zaraz potem o Malfoyu. Nigdy nie zdarzało jej się wspominać Draco w takich sytuacjach. Postanowiła na siłę wrócić myślami do swojego męża.  Chciała opowiedzieć mu o swoim śnie, lecz na jego powrót nie zanosiło się zbyt szybko. Kobieta zastanawiała się gdzie jadał przez ostatni tydzień, gdzie, a raczej czy w ogóle, spał. Z tego, co wiedziała od Ginny, Harry był w domu częściej, spędzał noce w swoim łóżku, jednak to nie on jako pierwszy był pod domem Luny. Hermiona bardzo wyraźnie pamiętała twarz swojego męża. Jego nerwowe ruchy, kiedy przeszukiwał całą posiadłość. Najwidoczniej coś w uprowadzeniu Luny poruszyło nim bardzo mocno. Ron zawsze był rodzinnym człowiekiem nawet, jeżeli nie do końca umiał to okazać. Tak samo było z przyjaźnią.
             Pani Weasley przygotowując poranną kawę zastanawiała się, dlaczego wszyscy używają terminu „porwanie Luny Lovegood”? Skąd pewność, że przez ten cały czas nie poszukują zwłok?  Hermiona dopatrywała się w tym głębokiej nadziei. Nie było osoby, która nie lubiłaby nieco ekscentrycznej Luny. Nikt nie chciał przyjąć do świadomości, że ona może po prostu nie żyć. Za to każdy wierzył, że ukryła się gdzieś i po prostu boi się wrócić. Każdy, a szczególnie jej narzeczony.
Droga do pracy wydawała się Hermionie dużo bardziej szara, niż zazwyczaj. Co byłoby, gdyby około dwa miesiące temu pani Weasley odmówiła podjęcia sprawy Agnes Smith, albo po prostu powierzyła ją któremuś ze swoich podwładnych. Tom White na pewno poradziłby sobie z tą sprawą lepiej, niż ona. Nie podszedłby do niej tak personalnie. Jest bardzo dobrym detektywem, z przeszkoleniem aurorskim. Zawsze dużo wiedział, wszędzie mógł liczyć na starych znajomych, którzy byli dla niego prawdziwą kopalnią wiedzy. Chociaż, czy on zaryzykowałby te śledztwo? Pół roku temu urodził mu się pierworodny syn, a dosłownie tydzień przed zamordowaniem Agnes on i jego żona obchodzili rocznicę ślubu. Nie. Hermiona nie mogłaby mu powierzyć tej sprawy. A Jean Tuplink? Zawsze była jedną z zaufanych pracownic pani Weasley. Kobieta była inteligentna, miała ogromną łatwość w klasyfikacji dowodów i świadków. Z przeszkoleń aurorskich otrzymała Wybitny. Była dobra na tyle, że Szef Biura Aurorów chciał przenieść ją z Kryminalistyki i Śledztw i mianować pełnoprawnym Aurorem. Tuplink odmówiła. Miała powołanie do rozwiązywania zagadek, nawet jeżeli chodziłoby o morderstwo. Tak, ona na pewno podjęłaby się sprawy Agnes Smith. Hermiona, jednak odrzuciła i tę możliwość. Jak czułaby się, gdyby w gazetach pojawiałby się nekrologi sióstr  Jean, z którymi była bardzo mocno związana? Pani Weasley po raz pierwszy poczuła, że to nie ona wybrała tę sprawę, lecz ta sprawa wybrała ją. Nikt inny nie mógł tego zakończyć. Nikt inny nie mógł, zapłacić za trud śledztwa. Czuła, że wplątała się w morderstwo Agnes Smith, na tyle, że nie ma innych alternatyw, niż: znaleźć tego psychopatę, lub oglądać, jak jej bliscy stają się jego ofiarą. Ona sama nie bała się ataku ze strony mordercy. Może okazała tym lekkomyślność, a może po prostu czuła, że akurat jej ten człowiek nie skrzywdzi.
W biurze Hermiony unosił się cudowny, najpiękniejszy dla niej, zapach. Róże i kawa. Na jej uporządkowanym, dębowym biurku, tuż obok perfekcyjnie poukładanych raportów stał kubek pysznej, zbawiennej kawy. Natomiast na środku mebla leżał elegancko ozdobiony bukiet około dziewięciu róż – w tym trzech białych. Na twarzy Hermiony zagościł uśmiech. Chociaż na chwilę zapomniała o swoim wczorajszym koszmarze. Powoli podeszła do biurka i zajęła miejsce na skórzanym fotelu. Tuż przy kawie leżał mały kawałek pergaminu. Kobieta nie musiała nawet zgadywać od kogo mógł on być. Uśmiechnęła się czytając liścik, lecz tym razem raczej ponuro. „Przepraszam, że ostatnio tak często mnie nie ma! Bardzo Cię kocham, Ron.”.  Wolałaby, gdyby mężczyzna powiedział jej to osobiście. Może było to trochę egoistyczne, ale przez swoje około pięcioletnie małżeństwo bardzo rzadko spędzali czas osobno. Zazwyczaj tylko w pracy. Teraz Rona nie było już ponad tydzień. Zjawiał się tylko na kilka minut. Jego odpowiedzi wydawały jej się bardzo zdawkowe. Jedyne co podtrzymywało ją na duchu to myśl, że mężczyzna na pewno jest w pracy. Na pewno? A co jeżeli znalazł kobietę, która będzie gotowa założyć z nim rodzinę? Co wtedy będzie z Hermioną? Dwudziestoośmioletnią pracownicą Ministerstwa Magii. Najszybciej awansującą kobietą w historii. Osobą, która jest o krok od stanowiska szefowej Biura Aurorów ds. Śledztw i Kryminalistki! Postacią, która jest tylko pionkiem w grze o pozycję, ktoś awansuje, żeby ona również zyskała lepszą posadę. Kim jest oprócz pracy? Hermiona doszła do strasznych wniosków. Ron od dawna chciał mieć dziecko, nie wraca wieczorami, mimo, że Harry spędza większość nocy w domu. Jeżeli wybierze inną kobietę? Zostanie jej tylko praca. Pani Weasley była świadoma naturalnej kolei rzeczy – jej przyjaciele mieli teraz własne życie. Dzieci, rodzina, praca, dom. A ona? Nie ma żadnego wsparcia ze strony rodziców. Cały czas myślała gdzie teraz są, co robią. Czy mają jakieś dziwne przebłyski pamięci, gdy  widzą rodziców z małą córką w lodziarni, albo w parku? Ta myśl nie dawała jej spokoju. Chciała przypomnieć sobie momenty, w których była najszczęśliwszą osobą na świecie. Chwile, które każdy człowiek wspomina, aby dodać sobie otuchy i woli walki. Przypomniała sobie, jak przyjechała z pierwszego roku w Hogwarcie. Pierwsze kilka dni spędziła jedynie na zdawaniu rodzicom relacji ze swoich przygód. Jeden szczególny dzień z tych wakacji zapadł jej w pamięć. Wyjazd z rodzicami. Czuła się wtedy, jak malutka księżniczka mająca u stóp cały świat. Przez myśl przewijały jej się setki wspomnień związanych z Harrym i Ronem, ale o dziwo skupiła się na czymś zupełnie innym… Oczyma swojej wyobraźni widziała Draco. Sporo młodszego, niż ten obecny. Pamiętała, jak wysłuchiwała jego monologu, w którym wymienił milion wad, których dopatrywał się w jej włosach. Niemalże słyszała samą siebie, jakby teraz odpowiadała na jego wykład celowo obrażonym tonem: „Powinnam je ściąć? Wtedy będę dla ciebie idealna?”. Hermiona uśmiechnęła się do siebie, przelewając całą gorycz, która nią owładnęła, na ten ruch warg. Teraz w swojej głowie słyszała jego pewną, a może wręcz przeciwnie nieśmiałą, odpowiedź: „Dla mnie zawsze jesteś idealna.”. Tak, wtedy ona Hermiona Granger, czuła się idealna. Nigdy już nie doświadczyła takiej pewności siebie, jak przy nim. Draco Malfoy po prostu zawsze był mężczyzną, który potrafił sprawić, aby kobieta czuła się przy nim piękna i pełnowartościowa. Zawsze wiedział co powiedzieć, co zrobić, aby wszystkie kobiety były zazdrosne o tą jedyną, a nie ona o wszystkie inne. To była jedyna rzecz, w której obecny Ron Weasley nie mógł się równać z Draconem Malfoyem.
Nagłe po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk telefonu. Kobieta, zanim odebrała, otrząsnęła się ze wszystkich wspomnień starając się przywołać racjonalną, rozważną część swojego umysłu. Nie spodziewała się, że po drugiej stronie słuchawki usłyszy osobę, o której jeszcze kilka chwil temu myślała.
  Nott wrócił. Miałem cię o tym powiadomić.
            Coś było nie tak. Hermiona słyszała to w jego głosie. Kusiło ją, żeby zapytać co dzieje się teraz w jego życiu i czy już udało mu się ponownie o niej zapomnieć. Ale szybko stwierdziła, że byłoby to niesamowicie nietrafione pytanie.
– Halo, Weasley, jesteś tam?
           Hermiona zamrugała kilka razy zastanawiając się, czy na pewno się nie przesłyszała. Weasley? On powiedział do niej Weasley? Prędzej spodziewałaby się apokalipsy, albo pijanego Harry’ego tańczącego nago na środku Londynu.  Hermiona już wiedziała dlaczego jego ton głosu jest taki szorstki i biznesowy. Miała pewność, dlaczego użył nazwiska „Weasley” zwracając się do niej. On po prostu tak stara się o niej zapomnieć. Sama nie wiedziała czy cieszy się, bo wreszcie wbiła mu do głowy, że ma męża i jej małżeństwo nie jest fikcją, w przeciwieństwie do związku Draco z Astorią, czy wręcz przeciwnie – jest zła, może smutna. Po części czuła się tak, jakby zabrano jej ostatnie okruchy wspomnień, jakby brutalnie uświadomiono ją, że uwielbiała, jak ten człowiek mówił do niej „Granger”, jak wymawiał każdą literę jej nazwiska.
– Jestem – odpowiedziała zachrypniętym głosem. – Muszę skonsultować z tobą jeden dowód, możesz przyjechać do…
– Nie, nie mogę – przerwał jej.
            Hermiona już chciała wyciągnąć z rękawa swoje najcenniejsze asy, czyli karę za utrudnianie śledztwa i pościgi Aurorów, ale Malfoy szybko zakończył rozmowę:
– Żegnam Grange… Pani Weasley.
            Kobiecie przypomniały się jego słowa z listu. „Dla mnie zawsze będziesz Granger.”  Wiedziała, że Draco z tym nie wygra. Czy chce, czy też nie, nie ma wyboru. Do końca tej sprawy będą musieli się widywać. Luna kazała się skontaktować z nim i musiała mieć ku temu podstawy. Jeszcze dziś Hermiona weźmie dowód z akt sprawy – pierścień jakiejś czystokrwistej rodziny – po czym spotka się z Malfoyem, czy on tego chce czy też nie.  Jednak dla Hermiony teraz najważniejsze było to, że Nott wrócił. Chciała zacząć swoją kawę, którą podarował jej Ron, lecz część jej osobowości ta, którą można nazwać mianem pracoholiczki, wzięła górę nad jej bardziej leniwą stroną. Hermiona wyszła ze swojego biura, aby poprosić Aurorów o sprowadzenie do Ministerstwa Notta.
             Była godzina szesnasta trzydzieści pięć i Hermiona z niecierpliwością czekała na wspólnika pana Malfoya, jednego z współwłaścicieli wydawnictwa – Teodora Notta. Pani Weasley odnosiła nieodparte wrażenie, że cały ten dzień przeokropnie się dłuży. Od rana załatwiła kilka spraw, napisała raporty, spotkała się z kilkoma pracownikami Ministerstwa, ale to nie było zwykłe, szybkie tempo pracy pani Weasley. Na przesłuchanie czekała już od godziny piętnastej trzydzieści. Zastanawiała się nawet, czy czasami Malfoy nie podał jej złych informacji, czy nie chciał jej zmylić. Powoli przekonywała się do tej teorii i pewnie w końcu by ją zatwierdziła, gdyby nie to, że drzwi Sali 244 otworzyły się. Do środka wszedł długo oczekiwany Teodor Nott w towarzystwie dwóch Aurorów. Jeden z nich podszedł do Hermiony i naświetlił jej, gdzie podejrzany został znaleziony, oraz to, że nie stawiał oporu. W takiej sytuacji pani Weasley pozwoliła na to, aby poczekali na zewnątrz.
             Było coś co nie dawało Hermionie spokoju. Nie wiedziała, czy to zbieg okoliczności, czy celowe działanie. Nott wyglądał identycznie, jak porucznik Fray. Te same trzeźwe oczy, ciemne włosy, nieobecny wyraz twarzy. Kobieta wyczarowała dyktafon. Teodor zupełnie zignorował sprzęt, który pojawił się na dzielącym ich stoliku.
– Proszę opowiedzieć mi o relacjach, jakie utrzymywał pan z Agnes Smith – ujęła profesjonalnym tonem Hermiona.
             Nott uśmiechnął się kpiąco. Pani Weasley była coraz bardziej rozdrażniona tym, że mężczyzna nawet nie raczył na nią spojrzeć odkąd wszedł do tej sali. W końcu zaczął mówić, jakby od niechcenia:
– Z tą kobietą nie łączyły mnie żadne relacje, to była jakaś wariatka. – Oparł łokcie o stolik, nachylił się i spojrzał Hermionie prosto w oczy. – Zauważyłaś, że Smith umieściła mnie w tej durnej książce, jako tego cholernego porucznika Fraya? Myślałem, że Astoria mnie zabije.
             Panią Weasley zdziwiło, to w jaki sposób Teodor mówi o swoim związku z żoną Dracona Malfoya. Przecież ta para nadal figuruje jako małżeństwo. Nagle, jak gdyby znajdował się na jakimś luźnym, przyjacielskim pikniku Nott rzekł powstrzymując się od śmiechu:
– Dobrze wiesz Hermionko, że to wszystko, to jakieś kosmiczne nieporozumienie. Ja od początku powinienem być z Astorią, teraz powinno mówić się do niej pani Nott. A ty? Ty powinnaś być z Malfoyem, bo czy chcecie, czy też nie… jakby to ująć… nie zapomnicie o sobie. Nigdy.
             Pewność, z którą Nott recytował swój monolog niezwykle zdenerwowała Hermionę. I ten dobitny ton, gdy wypowiadał słowo „Nigdy.”. Teraz kobieta zaczęła zastanawiać się, czy Malfoy nie przysłał tu Teodora, aby ten przekonał ją do porzucenia Rona. Szybko odrzuciła tę teorię, ponieważ była pewna, że Draco stara się o niej zapomnieć. Bardziej prawdopodobne było to, że  Nott chce osiągnąć jakiś własny cel, zapewne wolność dla obecnej pani Malfoy. Hermiona oparła się łokciami o stolik i nachyliła się w stronę jednego z właścicieli wydawnictwa, tak jak to on zrobił wcześniej.
– Zachowaj sobie te cenne porady dla siebie i Astorii, a mnie i Draco zostaw w spokoju – warknęła. – Zamiast zajmować się przewidywaniem przyszłości opowiedz mi o twoich relacjach z Agnes Smith.
             Nott oparł się na krześle i westchnął dając za wygraną. Hermiona ciągle obrzucała go oskarżycielskim spojrzeniem, a Teodor starał się ułożyć jakąś sensowną odpowiedź. Pani Weasley przypomniała sobie, jak bardzo Nott starał się obrócić Malfoya przeciwko niej. Ciężko było sprawić, aby szanowny pan Teodor wyraził się pochlebnie o jakiejkolwiek osobie, której status krwi nie należał do najlepszych. Hermionie się udało. Pomijając Dracona, kobieta wspominała w pozytywny sposób tylko jednego ślizgona i był nim właśnie Nott. Mimo swojej otoczki „gbura”, był naprawdę bezpośrednim, szczerym, a nawet żartobliwym człowiekiem.
            – Znałem Smith trochę dłużej, niż Draco i Blaise. Kiedyś, w pierwsze lato po ukończeniu szkoły,  udzielałem korepetycji z eliksirów. Zawsze lubiłem ten przedmiot, poza tym miałem dużo wolnego czasu. Pomagałem około pięciu studentom z Hogwartu – w tym Agnes. Miała wtedy czternaście lat, a wiedziała, jak uwarzyć eliksiry przerabiane na szóstym roku. Przypomniała mi trochę Pannę-Wiem-To-Wszystko, tylko była bardziej nieśmiała w swoich odpowiedziach.
             Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się. Zastanawiała się też po co Agnes przyszła na korepetycje z eliksirów, skoro była z nich bardzo dobra. Mogła po prostu odczuwać chęć samodoskonalenia się, ale dlaczego przyszła na zajęcia dla słabszych uczniów, które prowadził dziewiętnastoletni absolwent Hogwartu? Tu natomiast dużą rolę mogły grać pieniądze. Smithowie byli rodziną czystokrwistą, jednak ich status nie różnił się zbytnio od statusu Weasleyów. Zdrajcy krwi. Albo, należało rozpatrzy jeszcze jedną opcję, Agnes żywiła jakieś uczucia do Notta.
– Uczyłem jedynie Ślizgonów. Nie wiem skąd wzięła się tam wychowanka Ravenclaw. W czasie pierwszych kilku spotkań myślałem, że jest w Slytherinie. Uświadomił mnie dopiero niejaki Gaeth, rówieśnik panny Smith. – Zamilkł, jakby zastanawiał się, czy na tych lekcjach zdarzyło się coś niezwykłego. Milczał kilka chwil, po czym spojrzał na Hermionę i kontynuował: – Wszyscy uważają ją za miłą, szczerą, słodką, niewinną. Rozpaczają nad jej śmiercią. Ale to była wariatka. Powinna skończyć w Mungu, chociaż może lepiej, że poszła do piachu.
             Słowa Notta wbiły panią Weasley w ziemię.Co mogło spowodować, aż taką nienawiść mężczyzny? Ona również znała Agnes, może nie tak dobrze, jak Ginny Potter, ale na tyle, aby uznać ją osobą bardzo wartościową.
          – Co masz na myśli? – zapytała Hermiona i spojrzała na Teodora przeszywającym wzrokiem.
          – Korepetycje zakończyły się w ostatni poniedziałek sierpnia. Pożegnałem się ze wszystkimi i nawet życzyłem im lepszych stopni z tego przedmiotu. Większość już dawno wyszła, tylko ona została. Zapytała mnie o pewien autorski eliksir. Nie pamiętam jego składu, lecz zapadły mi w pamięć skutki wypicia tego świństwa… Wiesz jaką cudowną miksturę wymyśliła czternastolatka? Wiesz jaka była dumna ze swego dzieła?  – zapytał i spojrzał Hermionie prosto w oczy. Jego wzrok nie wróżył nic dobrego. – Złapała wcześniej żabę i wlała jej do ust ten eliksir. Z gada zaczęła powoli schodzić… schodzić to złe słowo… odrywać się skóra, powodując olbrzymi ból. Ten spektakl trwał piętnaście minut, jednak porównując wielkość żaby i człowieka… Z naszym przypadku tortura trwałaby grubo ponad godzinę, powodując ból, narastający z każdą minutą. Wymyśliła to mając CZTERNAŚCIE lat.
          Hermiona w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć w słowa Notta, jednak po głębszej analizie wszystko składało się w jakąś logiczną całość. Ilość śmiercionośnych klątw i eliksirów w książce Smith przeraziła panią Weasley to tego stopnia, że sama musiała zainterweniować w tej sprawie w Ministerstwie. Wszystkie przepisy, działanie mikstur, opisane były z chorą fascynacją. Ale czy to możliwe, żeby skromna i cicha Agnes Smith, miała tak psychopatyczne pragnienia widoku ludzkiej krwi, cierpienia, grymasu bólu na twarzy? To było przerażające i nadało sprawie trochę inną twarz. Może morderstwo Smith nie było zbrodnią, lecz samosądem. Może kiedyś zawiniła komuś – świadomie, bądź nie – swoimi nie do końca humanitarnymi eliksirami.
          – Nie widziałem Agnes przez cztery lata. Przez ten czas spotykałem się z Astorią, potem Lucjusz Malfoy zadbał o to aby wyeliminować z życia Draco pewną Hermionę Granger.  W końcu Astoria musiała wyjść za Malfoya i szczerze mówiąc, cała nasza trójka nie była z tego faktu zadowolona. Ja, Draco i Blaise wykupiliśmy jakieś stare wydawnictwo. Żeby tylko zapomnieć o Astorii dużo podróżowałem pomagając Malfoyowi w jego interesach. Te cztery lata przemknęły mi przez palce, jak pociąg, nie zatrzymujący się na mojej stacji. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Późno w nocy usłyszałem dzwonek do drzwi. To była Agnes. Odnalazła mnie po czterech latach. Mimo młodego wieku każdy fan czarodziejskiej literatury znał ją z krótkich opowiadań, lub wierszy o mrocznym i sadystycznym charakterze. Przyszła do mnie z materiałami na książkę. O trzeciej w nocy. Wyglądała na zagubioną i otępiałą.
          – Dlaczego przyszła do ciebie, a nie do wydawnictwa? – zapytała natychmiastowo Hermiona, która wyglądała na niezwykle zszokowaną.
          – Nie wiem.
          Zapanowała cisza. Ani pani Weasley, ani Nott nawet nie starali się w tym czasie kontynuować przesłuchania. Obydwoje myśleli o Agnes Smith. Teodor żałował, że kiedykolwiek ją poznał, ponieważ jej postać, tak jak jej autorskie eliksiry niszczyły organizm człowieka, starała się obrócić jego życie w ruinę, o czym Hermiona miała się za chwilę przekonać.
          –  Książka wydała mi się niezmiernie ciekawa i warta zainteresowania. Tak właśnie zaczęła się moja współpraca ze Smith, która trwała tak naprawdę niemalże do jej śmierci. W czarodziejskiej literaturze było naprawdę niewiele autorskich kryminałów z elementami romansu. To było coś innego. Do tego Agnes, jako autorka, była do niej świetnie przygotowana. Dwa dni później spotkaliśmy się w wydawnictwie. Ja, ona, Malfoy i Blasie… – W tym momencie Nott zaśmiał się w bardzo ironiczny i nieprzyjemny sposób. – Zabini momentalnie poczuł do niej miętę, jakby pociągały go takie słodkie, skromne i niewinne dziewczyny, na jaką ona wyglądała.  Smith umiała to wykorzystać. Zawsze miała go po swojej stronie. Współpracowaliśmy ze sobą przez trzy lata, do grudnia dwa tysiące szóstego roku, czyli do momentu, w którym książka była skończona i gotowa do wydania. W tym czasie związek Malfoya i Astorii istniał już tylko na papierze, a ja i ona, bez żadnego sprzeciwu Draco, spotykaliśmy się ze sobą. O czym Agnes nie wiedziała. Konsekwentnie odrzucała amory Blaise’a, zwracając na niego uwagę tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebowała. – Nott urwał i przetarł twarz dłonią. Hermiona wyczuwała, że zaraz dowie się czegoś, co jeszcze bardziej zniszczy jej pozytywny obraz Agnes. – To było w październiku. Wszyscy żyliśmy sukcesem, jeszcze nie wydanej,  książki. Zostały nam tylko ostatnie, drobne poprawki. Pamiętam, że był czternasty października, czyli dzień który zawsze celebrowaliśmy z Astorią. Nie ważne jaki to był miesiąc, ważne, że czternasty. Byliśmy na kolacji w jakiejś urokliwej, włoskiej restauracji i wtedy zobaczyła nas Agnes. Nie podeszła, nie uśmiechnęła się. W jej oczach ujrzałem furię, złowrogi, rozszalały ocean gniewu. Poinformowała o tym Malfoya, który, jak gdyby nigdy nic, kazał nie wtykać jej nosa w sprawy innych ludzi. Kilka tygodni później Astoria ciężko zachorowała, jej życie wisiało na włosku. Cudem przeżyła. Dopiero po śmierci Agnes magomedycy uświadomili nas, że infekcja była skutkiem podania jakiegoś eliksiru. Dla mnie to było jasne, że Smith chciała po prostu zabić Astorię, aby zająć jej miejsce.
           Hermiona wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Ginny zawsze opisywała Agnes, jako miłą, dobrą i wrażliwą dziewczynę. Pani Weasley sama tak ją postrzegała i ciężko było jej uwierzyć w słowa Teodora. Mężczyzna wyjął coś z teczki, którą miał ze sobą.
          – To jest opis przebiegu choroby Astorii, a to wyniki, które otrzymaliśmy po śmierci Smith. – Podał jej dwa zwoje oznaczone pieczęcią św. Munga. Na stole wylądowała jeszcze malutka karteczka. – Dostałem ten liścik dwa tygodnie temu, podczas mojego pobytu w Nowym Yorku. „Agnes Smith została Lisą Hook, pieprzony poruczniku Fray.” – zacytował i dodał: – Wróciłem najszybciej, jak mogłem.  
          Hermiona szybko przeanalizowała przebieg choroby Astorii Malfoy. Uświadomiła sobie jaki horror musiała przeżyć ta kobieta. Nagłe uczucie „ręki na gardle” wywołujące podduszenia, silne bóle płuc, okresowa ślepota, stany lękowe. „Wywołane przez: Niezidentyfikowany eliksir, podany doustnie.”.
          – Zatrzymam to. – Nott jedynie kiwnął głową. – Powiedz mi teraz gdzie byłeś dwudziestego trzeciego stycznia? 
          – Jak już mówiłem byłem w Nowym Yorku, w interesach. W Anglii nie było mnie chyba od piętnastego.
          Hermiona kiwnęła głową, wyłączyła dyktafon i zabrała go ze stolika. Już chciała podziękować Nottowi, lecz ten rzekł:
        – Malfoy naprawdę nie chciał cię zranić. On wciąż cię kocha.
        Hermiona stwierdziła, że ma dość ckliwych morałów na dziś i odpowiedziała Teodorowi:
       – Nie interesują mnie jego uczucia i twoje intencje. Mój powrót był dla ciebie nową nadzieją, mam rację?
         Nott nie ruszył się z miejsca, spojrzał na Hermionę z pogardą i już chciał powiedzieć jej coś wyjątkowo paskudnego, kiedy do pomieszczenia wszedł jakiś młodziutki, brązowowłosy Auror:
         – Pani Weasley – powiedział, a kobieta uniosła wzrok – Pan Blaise Zabini chce się z panią widzieć. Mówi, że to ważne. 


Clarissa

17 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że Luna niedługo się znajdzie. Jeżeli ją uśmiercisz to cię znajdę.
    Draco ma nie zapominać o Hermionie. Jest chociaż plus, nie ma Rona uhuhuhu ;D
    Przez ten rozdział znienawidzilam Agnes. Jednym z powodów jest to, że bawi się Blaisem. W sumie ja po prostu nie lubię psychopatów, a ona okazała się być chora psychicznie :D
    Wciąż nie wiem kto jest zabójcą. Nie mogę się doczekać rozdziału, w którym wszystko się wyjaśni.
    Czekam na następny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szuukaj mnie :D Przepraszam musiałam to napisać. :) Hm, Luna na pewno się znajdzie, ale w jakim stanie nie wiem, nie wiem...
      Ron jest, tyle, że zaangażowany w poszukiwania. :)
      Spokojnie, podczas przesłuchania Blaise'a zobaczysz, że Agnes nie była taka zła. Chociaż "zła" to hm... nie odpowiednie określenie... zauważyłam, że w tym opo każdy ma jakiś problem ze sobą, eh, jestem sadystką. :D
      Będzie zamieszanie, galimatias, poplątanie, obiecuję, końcówka będzie dziwna! :)


      Pozdrawiam, Clarissa!

      Usuń
  2. Hej!
    Trafiłam na Twoje opowiadanie przez przypadek. Tak się wciągnęłam, że zapomniałam o komentowani. Postanowiłam, więc pod tą notką co myślę. Twój blog jest cudowny, nigdy jeszcze nie czytałam żadnego opowiadania z takim zaciekawieniem, a to, że uwielbiam kryminały to dodatkowy plus. Teraz przejdę do sedna. Mam nadzieję, że Luna się znajdzie cała i zdrowa. Malfoy nie może zapomnieć o Mionie! *-*
    Na początku bardzo było mi żal tej Agnes lecz jak przedstawiłaś jej historię i jaka była naprawdę, od razu moje jakiekolwiek uczucia zniknęły.No nic...! Co ja jeszcze mogę napisa? Czekam z niecierpliwością na kolejny i życzę dużo, dużo weny! <3
    R.Q.
    P.S.Jeśli masz ochotę to serdecznie zapraszam do przeczytania mojego bloga :www.zatrzymanaprzezciebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło czytać takie komentarze.
      Co do postaci Draco, Hermiony i Agnes będzie jeszcze sporo nowych informacji... Także nie oceniajmy bez całokształtu. Chociaż tak szczerze, chciałam trochę popsuć wizerunek słodkiej Agnes :D
      Dziękuję bardzo, bardzo! I zajrzę na Twojego bloga, jeżeli tylko będę miała chwilę! :)

      Pozdrawiam, Clarissa

      Usuń
    2. A i chciałabym Cię bardzo przeprosić za błędy i literówki, ale jestem na telefonie, który jak widać lubi mi robić na złość. :)

      Usuń
    3. Znam ten ból, mój telefon to typowy padłofon... :<
      Nie ma sprawy! :)

      Usuń
  3. Piszesz bloga którego telematyką jest Harry Potter ? Zapraszam do nowego powstałego spisu który gromadzi takie blogi jak twój ! Nic nie płacisz tylko korzystasz.
    http://spis-opowiadan-hp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego typu ogłoszenia powinno się zostawiać w spamie! Przed przeczytaniem > Spam.

      Usuń
  4. Nie jestem pewna w 100-u %, ale niektóre wątki pozwalają mi postawić taki wniosek ... To Ron jest tym psycholem. :D

    No nic, rozdział jest perfect (jak zawsze) Czekam na następny z niecierpliwością. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawy typ! Cóż rozwiązanie zagadki już niedługo. :)

      Dziękuję, bardzo mi miło! :*

      Usuń
  5. No więc: "drzwiami wyrwanymi z nawiasów" z zawiasów; "biurem aurorskim" wcześniej pisałaś z wielkiej litery; to samo z "ministerstwa" i "auror/aurorzy"musisz się zdecydować czy piszesz z małej czy wielkiej; "owładnęły całym ministerstwem" albo zawładnęły całym ministerstwem, albo owładnęły całe ministerstwo; "zgubne, poszlaki " przecinek zbędny, to samo w "całą, tragiczną " choć tu już nie jestem taka pewna; "sprawy będą musieli się widywać się" drugie "się" zbędne; Nie wiem czy liczebnik 244 nie powinien być zapisany słownie;/; "W takich okolicznościach pani Weasley pozwoliła na to, aby poczekali na zewnątrz.
    Było coś co nie dawało Hermionie spokoju. Nie wiedziała, czy to zbieg okoliczności, czy celowe działanie" powtórzenie "okoliczności" pierwsze zastąp np. w takiej sytuacji; "tej Sali" czemu sali z wielkiej? Wcześniej miałaś też Książki, ale wzięłam to na karb niewymienienia tytułu (choć moim zdaniem powinno być z małej); "Hermionko"? tak jakoś dziwnie te zdrobnienie zabrzmiało w ustach człowieka, który nie chciał na nią spojrzeć...; "szczerym a nawet" przecinek przed a; "po za tym" poza tym; "przeraziła panią Weasley to tego " do tego; "książka był skończona" BYŁA; "Pamiętam był " pasowałoby dodać "że" albo przecinek przed był;
    Dalej moje pytania o logikę:
    We śnie pojawiają się kolejne twarze, brakuje mi Georga, który "jest" w salonie, więc albo to poszlaka, albo dziwny zbieg okoliczności. Dalej, rano Hermiona zjawia się w pracy, trochę myśli i dzwoni telefon. Zaraz potem chce widzieć Notta na przesłuchaniu, a w dalszej części piszesz, że na widzenie z nim czeka już od 15.30 (jest 16.35), rozumiem przez to, że przesłuchanie wyznaczyła na popołudnie, co mimo wszystko nie zgadza mi się z tym, że w domyśle chciała przesłuchać go jak najszybciej. Zakładam, że w pracy była na 8.00 (skoro budziła się zwykle o 7.00)

    Ok. Mam nowy typ (a to nowość). Lucjusz Malfoy! Skoro umiał usunąć Hermionę tak skutecznie żeby Draco z niej zrezygnował, to może teraz tez miesza, podsuwając fałszywe tropy? Coś mi się widzi, że fakt, iż małżeństwo Draco i Astorii, to jedynie fikcja , mu się nie podoba i wcale bym się nie zdziwiła gdyby eliksir Astori podał on, wiedząc ze zdradza jego syna i chcąc się zemścić za obrazę nazwiska, a Agnes zapłaciła za to, że to odkryła. Tylko ta psychotyczna osobowośc jakoś mniej mi pasuje (cierpienie gdy cruciatusem obrywali jego bliscy już bardziej). No i potwierdziły się moje podejrzenia z pierwszego komentarza, Agnes to świruska :P Na razie znikam, ale postaram się dziś zerknąć na ostatnia dostępną część, jestem ciekawa co dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wyłapanie błędów, jestem Ci bardzo, bardzo wdzięczna. :> Co do małej/wielkiej litery, masz rację muszę to pozmieniać. Liczebnik napisałam cyfrą, ponieważ uważałam, że to bardziej zobrazuje miejsce. Zazwyczj na drzwiach napisany jest sam numer. "Sali"x2 mój Word poprawia mi dwa wyrazy z małej na dużą. "Sali" i "Jest". Niemiłosiernie mnie to denerwuje, próbowałam każdym możliwym sposobem, jaki znałam sama lub znalazłam w internecie. I nic. Możliwe, ze muszę odinstalować i zainstalować ponownie... Eh.
      Wytłumaczę, dlaczego Nott nazwał Hermionę zdrobnieniem. To miał być taki typowy zabieg w celu nadania pewnej kpiny całej wypowiedzi, a raczej to atak w adresata. W sumie mogłam dodać dopisek do dialogu. Wtedy wyglądałoby to czytelnie. :)
      Hm, brak Georga to może znak? Po prostu możemy go wykluczyć, albo przyjrzeć mu się, cóż nie wiem, nie wiem... :D
      Godzina przesłuchania. Idzie to tak. Jest mniej więcej ósma. Hermiona przychodzi do pracy, dzwoni telefon. Jak możemy się domyślić, Hermiona natychmiast powiadamia Biuro Aurorskie. Sama zajmuje się tą, tą i tą sprawą (Od rana załatwiła kilka spraw, napisała raporty, spotkała się...) Potem wspomniała, że nie pracowała w swoim zwyczajnym szybkim tempie. Przenieśmy się na chwilę do "umysłu" przeciętnego aurora. Malfoy wiedział, że Nott wrócił, ale nie wspomniał, gdzie przebywa. Aurorzy przeczesują miasto, Londyn jest dość spory, nie wszędzie mogą się teleportować. To trochę trwa. Znajdują go gdzieś tam. Ustalmy, że jest po szesnastej, przyprowadzają go do ministerstwa. Hermiona czeka już tam ponad godzinę, ponieważ zakończyła swoje obowiązki, lub była po prostu zbyt zdenerwowana/podekscytowana, aby sumienie je wykonać. Przecież była perfekcjonistką. Pomijając, z jakiś powodów została jej wolna godzina. O 16.35 zaczyna się przesłuchanie.
      Lucjusz na pewno jest postacią, która nie ma czystego sumienia. Ale czy brudził sobie rączki? To się okaże i to w części, nad którą pracuję. :)

      Usuń
    2. Ach, kochana. Zaintrygowałaś mnie tym Georgem, hahaha. Ja już wszystkich podejrzewam, a to znaczy, że świetnie napisałaś. Az nabrałam ochotę kogoś zabić u siebie, co też uczyniłam (no dobra, czy przeżyje, to musze jeszcze przemyśleć :D) Lucjusz, ty Lucyferze... no on mi pasuje na takiego, co się będzie wysługiwał. Normalnie to bym postawiła na Astorię, ma motyw, dla mnie zawsze była trochę szalona, ale fragment myśli mordercy mi to wyklucza :( Idę czytać ostatni dostępny w tej chwili :D

      Usuń
  6. Scena przesłuchania świetna, tak sobie to wyobrażałam :)
    Lecę czytać kolejny rozdział.

    Domi

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początku muszę napisać, że przez te dwa miesiące nie miałam za bardzo czasu, żeby tu wrócić i dokończyć, ale jestem i ten rozdział tak mnie wciągnął, że nie odpuszczę i już zabieram się za kolejny.
    Generalnie najbardziej podobało mi się przesłuchanie Notta, ale o tym za chwilę. Wszystko od początku.
    Opis domu Luny był powalający, taki realistyczny, wszystko mogłam sobie dokładnie wyobrazić. Dodatkowo uczucia Hermiony po zobaczeniu miejsca zbrodni. Naprawdę wow! Swoją drogą, nic dziwnego, że podeszła do tego tak personalnie, w końcu sprawa dotyczy osób, które znała.
    Cieszę się, że Malfoy nie jest natrętem niezrozumiejącym słów "mam męża" i próbuje zapomnieć. Duży plus.
    To tersz przejdę do, zdecydowanie najlepszego, fragmentu rozdziału.
    Pokochałam postać Teodora. To, z jaką bezpośredniością zwracał się do Hermiony, nie owijał w bawełnę, szczerze powiedział, że Smith to wariatka i to, co prawdopodobnie zrobiła Astorii. Bardzo mi się spodobało. +ta fascynacja Agnes jego osobą jest bardzo intrygująca, to że opisała porucznika Fraya na podstawie Notta.
    Lecę czytać dalej i na pewno skomentuję! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. 20 years old Associate Professor Luce Viollet, hailing from Whistler enjoys watching movies like Eve of Destruction and Homebrewing. Took a trip to Greater Accra and drives a Land Cruiser. odwiedz strone

    OdpowiedzUsuń