10 paź 2015

WKAS: Draco: Gdzie będę?


 Dzień Dobry! Powróciłam! Mam nadzieję, że wybaczycie mi te obrzydliwe opóźnienie. Z Epilogiem nie będzie już takich problemów. Obiecuję.
 W moich myślach morderca już dawno miał przypisaną tożsamość. Teraz uważam, że trochę to spaliłam, eh.
 Czekam na opinię w komentarzach!
 Miłego kochani! :*




Who killed Agnes Smith?


Część trzecia; rozdział trzeci,

DRACO: GDZIE BĘDĘ?



    Pierwszy raz w swym całym życiu nie cieszyła się na jego widok.
    Przez cały ten czas to był Harry Potter. To on torturował Lunę. To on manipulował śledztwem… Próbował wrobić Draco.  I co najważniejsze, z zimną krwią zamordował Agnes Smith.
    Tak, pierwszy raz ona – Hermiona Granger – nie cieszyła się widząc Harry’ego Pottera. Modliła się, żeby ktoś po prostu podszywał się pod niego, przecież gorzej już nie mogło być.
    Od zawsze był jej przyjacielem. Prawdziwym towarzyszem każdej podróży. Zawsze pocieszał ją, nawet, jeżeli wychodziło mu to nieporadnie. Wspierał. Razem celebrowali każdą wygraną i opłakiwali porażkę. Ktoś mógłby powiedzieć, że to typowe zachowanie oddanego przyjaciela. Otóż nie. Po prostu był przy niej, chociaż nie musiał. Trwał nawet wtedy, gdy kompletnie nie było mu to na rękę. Idealny przykład PRAWDZIWEGO przyjaciela.
    Harry uważnie im się przyglądał. W jego oczach co chwilę błyskało coś dziwnego, niebezpiecznego. Jego wzrok był wręcz sadystycznie spokojny i chłodny. Trudno było powiedzieć co czuł. Miał kamienną  twarz.
    Zastanawiała się dlaczego stał się tym kimś, a raczej czymś, czym teraz jest. Kiedy wyszedł z niego ten potwór, przez jaki czas próbował się wydostać? Jakim cudem nikt tego nie zauważył? Może to skutki wojny, pewnej traumy. Takie rzeczy potrafią trawić ludzi przez lata, długimi miesiącami czekać na chwilę słabości. Szaleństwo wbrew pozorom jest w każdym z nas. Ktoś kiedyś powiedział, że są dwa typy wariatów – ci, którzy przebywają w specjalnych ośrodkach i ci, którzy żyją poza ich murami. Podobno tylko głupcy nie widzą w sobie odrobiny nienormalności.
    Hermiona nadal biła się z myślami. Dlaczego dotknęło to akurat Harry’ego?  Przeszedł w życiu bardzo wiele i nigdy się nie żalił. Oczywiście, czasem wybuchał, ale każdy potrzebował czasem uwolnienia stłamszonych emocji. Tak właściwie nie dopuszczała do siebie myśli, że Potter mógłby to zrobić z własnej, nieprzymuszonej woli. W pełni świadomy. To było niemożliwe, a przynajmniej taką miała nadzieję. W tym momencie wolałaby, żeby psychopatą okazał się Zabini, albo Nott. Nie wiedziała co się stanie za sekundę, minutę, godzinę, ale jednego była pewna – chciałaby zginąć z ich ręki, niż ze świadomością, że jej najdroższy przyjaciel stał się potworem.
    Harry obracając różdżkę między palcami udał się do korytarza. Usiadł przy drzwiach i oparł się o nie. Wyglądał, jakby nie wiedział co robi, gdzie jest. Wydawał się być gdzieś daleko, we własnym, malutkim  świecie. Cały czas się uśmiechał. To było przerażające. Delikatne, nieme wygięcie warg.
    Spojrzała na Draco. Malfoy nie był człowiekiem, którego każdy mógł łatwo rozszyfrować. Hermiona była jednak w tym aspekcie, może nie perfekcyjna, ale bardzo dobra. Na pewno nad czymś się zastanawiał. Świdrował wzrokiem zamyślonego Harry’ego. Musiał dostrzec coś dziwnego, ponieważ marszczył brwi w charakterystyczny sposób. Był zaintrygowany. Z drugiej strony wyglądał tak, jak na trzecim roku w Hogwarcie, chwilę przed momentem, w którym jej pięść spotkała się z jego twarzą. Był przestraszony, z resztą, tak samo, jak ona.
    Obydwoje milczeli. Wiedzieli, że jeżeli spróbują się ruszyć, liny zacisnął się jeszcze bardziej, a już teraz trudem oddychali. Harry obserwował swoją różdżkę. Podniósł ją nad głowę i obrócił kilka razy między palcami. Był zachwycony.
    – Wiem, że już się nie możesz doczekać – powiedział pewnie, kierując swe słowa do kawałka drewna. – Już niedługo zatańczymy – dokończył szeptem.
    Czarnowłosy mężczyzna cały czas z fascynacją oglądał swoje magiczne berło, jakby było czymś niezwykłym, zapierającym dech w piersiach. Dopiero po dłuższej chwili położył różdżkę obok siebie i spojrzał na zakładników obojętnie. Mimo, że oczy Harry’ego cały czas miały ten sam butelkowozielony kolor, Hermiona miała wrażenie, że ma do czynienia z kimś innym. Dla niej to nadal po prostu nie mógł być Potter.
    – Wiecie czego brakuje na mym palcu? – zapytał bardzo cicho, jakby mówił do siebie. – Pierścienia Brutusa Malfoya.
    Hermiona wymieniła spojrzenia z Draco. Podejrzewała, że myśli o tym samym, co ona. W głębi duszy ucieszyła się. Uważała, że to nie  Harry, że to ktoś inny podszył się pod niego. Miała już swój typ i po samym spojrzeniu młodego Malfoya, mogła wywnioskować, że obydwoje myślą o tej samej osobie. Lucjusz.
    – Nie mógłbyś nawet go dotknąć, jesteś mieszańcem – powiedział pewnie Draco.
    Chyba tylko Hermiona mogła usłyszeć w jego głosie odrobinę strachu. Doskonale maskował wszelkie uczucia, oczywiście wliczając w to lęk.
    – Doprawdy?
    Harry wstał i wolno, wręcz ospale podszedł bliżej. Usiadł w fotelu, stojącym po lewej stronie kanapy. Przez chwilę obserwował ich przenikliwe, potem uraczył ich delikatnym uśmiechem, jakby przypomniał sobie jakąś zabawną sytuację sprzed lat.
    – Tylko nie próbujcie krzyczeć, wyciszyłem mieszkanie – powiedział, ponownie tak, jakby mówił do siebie. Hermionę zdziwiło to wyznanie, a może to nieprawda i warto spróbować. Nagle Harry zaczął kontynuować: – Wiecie, jak ten idiota Longbottom, cieszył się na nasze spotkanie? Ja z Ginny, Hermiona z Ronem. Jakże się przeliczył, gdy dostał informację o porwaniu naszej, kochanej Pomyluny. Zaczęła sobie wszystko przypominać, nie jest taka głupia, jak wszyscy myślą, czyż nie? Na pewno jest silna, nawet Malfoy nie mógł oprzeć się mojemu Imperio…
    – Harry by tego nie zrobił! – wtrąciła Hermiona. Czuła, że musi to powiedzieć, chociażby po to, aby w jakiś sposób przekazać swój zawód. Starała się wierzyć, że to Lucjusz.         – Przestań bawić się w przebieranki!
    – Zawsze uważałem, że będziesz dobrą partnerką do tańca. Widziałem to w twoich oczach… – powiedział spokojnie. – Ale najlepszą będzie Ginny. Zostawię tą rudą lafiryndę na koniec, żeby wiedziała, że po nią idę – dokończył cicho rozmarzonym tonem.
    Hermiona zmarszczyła brwi i pokręciła przecząco głową. Może to głupie, ale nie mogła uwierzyć w winę Harry’ego. Wszyscy podejrzani mieli więcej motywów, niż on. To wszystko nie tworzyło całości, żaden element nie pasował, chociaż mógłby. Jeżeli Potter rzucił na przesłuchaniu Imperio na Draco, mógłby go użyć przeciwko Lunie.
    Ale to nie był Harry, więc Hermiona postanowiła zagrać w otwarte karty. Jeżeli ktoś podszywa się pod jej przyjaciela to ona chce wiedzieć kto.
    – Dość tej obłudy, panie Malfoy…
    – Nie zwracaj się tak do mnie! Malfoy… To gorsze określenie, niż szlama! – warknął, wpadając jej w słowo. – W sumie, dobraliście się idealne, obydwoje jesteście po prostu brudni – wypluł nienawistnie.
    To nie mógł być Lucjusz. On obraziłby swego nazwiska, chociażby pod groźbą śmierci. Z drugiej strony, coraz bardziej nie wierzyła, że to Harry. Potter nigdy nie nazwałby jej szlamą, tym bardziej, że Lily również była mugolaczką. Nott? Ale za co on miałby mieszać z błotem Malfoyów? Odpowiedź wydawałaby się oczywista. Dowiedział się kto, tak naprawdę, stał za otruciem Astorii. Teraz pchnięty rządzą zemsty chce zabić Draco. Kolejny trefny typ. Skąd Teodor miałby wiedzieć gdzie ich znaleźć? Przecież Malfoy wcale nie musiał wchodzić do domu Hermiony. Poza tym, on nie był psychopatą, przynajmniej nic na to nie wskazywało.
    – Chyba wybaczę ci tą drobną zniewagę, Hermiono – zaczął nagle. – Gdy tylko myślę o twoim szczęściu, wiem co muszę zrobić. Cały czas żałuję, że nie dałem Agnes tyle uciechy, ile mógłbym jej ofiarować. Jesteś taka wyjątkowa, rozumiesz? – Patrzył na nią zamglonym wzrokiem. Jego głos był cichy i spokojny. – Pomyśl, Lovegood nie zasługiwała na ten dar, dar śmierci… Smith dostała go, lecz nie w takim natężeniu, jakby mogła. Ale ty… Ty to rozumiesz, prawda? Przecież jesteś moją przyjaciółką, dla ciebie zrobiłbym wszystko.
    Hermiona nie wiedziała co ma powiedzieć. Harry był taki opanowany, zadowolony i mogłoby się wydawać szczery. Przerażał ją. Chciałaby, żeby to wszystko się skończyło. Wierzyła, że zaraz wróci Ron.
     –Czekasz na swojego mężusia? Kochanie, możesz być pewna, że on tu nie przyjdzie. Mógłbym nawet powiedzieć, że już NIGDY tu nie przyjdzie.
     – Co mu zrobiłeś? – warknęła przerażona.
    Miała nadzieję, że to tylko głupie pogróżki, lecz mężczyzna spojrzał na nią nienawistnie i rzekł cedząc słowa:
     – Dla biednego Rona lepszą opcją byłaby śmierć, niż życie z taką malfoyowską dziwką, którą jesteś ty, Hermionko.
     – Jak śmiesz tak o niej mówić, śmieciu! – syknął Malfoy.
    Harry zaśmiał się chłodno. Po chwili jednak jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Trudno było wyczytać cokolwiek z jego oczu. Zapanowała głucha cisza.
    W tym pokoju były trzy osoby, chociaż mogłoby wydawać się, że nie było tam nikogo. Panowała tam głucha cisza.
    Hermiona myślała o Ronie. Nie wiedziała, czy żyje, gdzie teraz jest, w tej sytuacji niewiedza dobijała ją najbardziej. Trudno było jej przetrawić opcję, w której Ron nie żyje. Ten człowiek dał jej więcej dobrego, niż ktokolwiek inny. Zawsze był dla niej tak samo dobrym przyjacielem, jak partnerem. Po prostu nie mogłoby go nie być.
    Draco nie mógł się skupić na niczym innym, oprócz Hermiony. Fakt, że była tak blisko, a jednocześnie tak daleko maltretował jego myśli. Chciał ją obronić, odkupić swoje winy. Nie mógł tak po prostu wyrzucić jej z serca, więc chciałby ściągnąć uwagę Pottera na siebie. Najważniejsza była tylko ona.
    Harry, tak jakby chciał spełnić wolę Draco. Zastanawiał się nad zaklęciem. Nie chciał go zabijać. Sama śmierć w swym pięknie, jest zbyt drogocenna, aby dać ją komuś takiemu jak Malfoy. Miał ochotę sprawić, aby cierpiał. Ktoś kto splamił Hermionę swoją żałosną osobą zasługuje, żeby oszaleć z bólu.
    Ciszę przerwało „Crucio” Harry'ego i krzyki Draco.
    Wrzask Malfoya był dla Hermiony liściem w twarz. Powróciła myślami do rzeczywistości. Patrzyła, jak Potter z sadystycznym, zwierzęcym uśmiechem dozuje zaklęcie.
     – Zostaw go! – warknęła, próbując wyszarpać się z więzów, jednak te jedynie zacisnęły się jeszcze bardziej.
Po chwili Draco przestał krzyczeć. Głowę odchylił do tyłu w dziwny sposób, a w kącikach oczu zebrały mu się łzy.
     – Zostaw go, błagam!  – wrzasnęła zdesperowana.
Harry opuścił różdżkę. Mężczyzna odwrócił się  ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się pod łukiem między holem a  salonem. Stał do nich tyłem.
    – Musisz wiedzieć, Hermiono, jaki to ciężar nosić w sobie tę tajemną wiedzę. Śmierć nie jest zła, to bilet do lepszego świata. Widziałem gdzieś słowa, chyba na jakiejś księdze i to one oświetliły mi drogę, ukazały prawdę, którą nosiłem w sobie latami. „Koniec jest początkiem. A początek będzie końcem”. Rozumiesz teraz?! – zapytał znacznie głośniej odwracając się w stronę skrępowanej kobiety. – Śmierć jest początkiem! A ja jestem archaniołem, bóstwem, człowiekiem nad innymi ludźmi, kimś ponad. Jestem KIMŚ, rozumiesz? Znaczę coś, więcej, niż inni. Okazało się, że zawsze byłem, jestem i będę WYBRAŃCEM!
    Hermiona obserwowała teraz Draco. Mężczyzna powoli wracał do siebie.
– Zawsze jestem panem sytuacji. To ja nią rządzę. Kochanie, mamy całą noc na taniec.  Życie to splot nieporozumień, pełno w nim osób, które cię nie doceniają, mijają bez słowa. Śmierć jest zwycięstwem, czyni cię bohaterem.
     Nagle Harry zastygł w miejscu. Nasłuchiwał. Po chwili spojrzał na Hermionę z iskierkami w oczach. Na jego usta wpełzł bardzo dziwny, niewinny, psychopatyczny uśmiech, który w tym wypadku przyprawiał o dreszcze. Już gdzieś to widziała. Szybko zrozumiała, że to był uśmiech mordercy, ten sam, który nawiedzał ją w snach. Nie chodziło tu konkretnie o jego wargi, ale o sposób ich wygięcia, emocje, które można było z niego wyczytać. Bardzo szybko podszedł do drzwi i zatrzymał się za okrągłym wieszakiem na płaszcze. Ukrył się. Ktoś tu idzie, a on na niego czyha. Spojrzała na Draco. Blondwłosy mężczyzna obserwował jedynie Pottera. Po samym jego spojrzeniu mogła się domyślić, że Malfoy znalazł jakąś nieścisłość w zachowaniu Harry’ego.
    Nagle, zapewne pod wpływem jakiegoś zaklęcia niewerbalnego, zgasły światła. Trzeba ostrzec tę osobę, jednak jak to zrobić? Nikt nie usłyszy żadnego dźwięku, dom został wyciszony. Gdy drzwi zostaną otwarte, może być już za późno.
    Hermiona czuła się bezradna i winna. Miała wrażenie, że coś się stało Ronowi, Draco już przez nią ucierpiał, a teraz ktoś z jej znajomych może stać się kolejną ofiarą. Kroki pod drzwiami ucichły. Ktoś zapukał lekko raz, potem drugi i trzeci. Kobieta miała nadzieję, że gość odpuści, pójdzie sobie. Uratuje własne zdrowie, a może nawet życie. Ktoś złapał za chwilę i już po sekundzie rozległ się szczęk zamka i delikatne skrzypienie zawiasów.
    – Hermiona? – Usłyszeli cichy, niepewny głos Ginny Potter.
    Draco i Hermiona krzyknęli zgodnie:
    – Uciekaj! Uciekaj!
    Drzwi zamknęły się z hukiem, po czym zapanowała cisza. Czy udało jej się uciec? Może wybiegła trzaskając drzwiami? Ginny była chyba osobą, która miała najwięcej do stracenia. Inni przyjaciele Hermiony nie mięli dzieci, nie żyliby ze świadomością, że to ich własna miłość chce odebrać im życie.
    – To nie musi się tak skończyć, proszę…
    – Zamknij jadaczkę!
    Dom ponownie napełnił się światłem. Tuż przy drzwiach Harry trzymał swojej żonie różdżkę na gardle. Hermiona nie mogła uwierzyć własnym oczom, zaufać instynktowi, uczuciom… Mordercą był Potter, jednak nigdy nie uwierzyłaby, że jest w stanie grozić swojej żonie w jakikolwiek sposób. Przecież nie było zgodniejszego i szczęśliwszego małżeństwa.
    – Jesteś głupia, jesteś zwykłą idiotką – syknął Harry. – Do przodu! – warknął, a kobieta grzecznie przeszła z nim w głąb salonu. – Wiesz co? Może dlatego chciałem zostawić cię na koniec? Ale dlaczego mam zabić cię ostatnią, skoro nie jesteś tego warta?
    – To da się wyleczyć! Na pewno… Nie kończ tego tak – zaczęła Ginny z trudem tłumiąc łzy. – Co z Jamesem, Albusem... z Lily?! Pomyśl o nich, pomyśl o NIEJ! Ona nigdy ci tego nie wybaczy.
    – Nic nie rozumiesz. Nie chcesz rozumieć! Nigdy nie miałaś okazji zatańczyć z niczym nieskalaną duszą, poczuć ostatniego oddechu na swoim policzku…
    Wyglądało na to, że pani Potter już wcześniej rozszyfrowała swojego męża. Mimo  zagrożenia przyszła tu. Hermiona zauważyła, że próbuje wyjąć po cichu swoją różdżkę. Ginny była dobrą czarownicą, więc da radę. Już coraz bliżej. Zaraz to piekło się skończy. Serce pani Weasley biło sto razy szybciej, niż normalnie.
    – Nie bądź taka sprytna kochanie… – szepnął Harry, zanim pchnął swoją żonę na panele.
    Różdżka pani Potter upadła tuż pod nogami Hermiony, jednak ta nie miała nawet najmniejszej szansy, aby ją podnieść. Harry uśmiechał się zwycięsko. Spojrzał na każdego po kolei. W jego oczach nie było nic poza szaleństwem.
    – Zatańczymy? – zapytał kierując swe słowa do Ginny.
    Hermiona jedynie kręciła przecząco głową. Nie wierzyła, że obraz, który ma przed oczami nie jest koszmarem, tylko rzeczywistością.
    – Nawet się nie warz! – krzyknęła.
    Jej wrzask zlał się ze słowami Harry'ego:
    – Avada Kedavra!
    Błysk zielonego światła rozszedł się po salonie, a chwilę później rozbrzmiał lament Hermiony.
    Ginny leżała na panelach. Oczy miała otwarte, wypełnione strachem i pustką.  Kobieta jedną rękę nadal miała na brzuchu. Wraz z nią umarł jeszcze ktoś. Nienarodzona, jedyna córka Potterów. Lily. Matulka słodka Lily.
    Hermionie wszystko stało się obojętne. Siedziała z zamkniętymi oczami i płakała głośno. Teraz dopiero uwierzyła, że jej mąż może nie żyć, przed chwilą Harry zabił swoją żonę i córkę. Czuła się winna. Tego, że śledztwo postępowało zbyt wolno. Że pozwoliła, aby Draco ją odprowadził…
    – Ty popieprzony, weasleyowski psychopato!
    Kobieta odważyła się otworzyć oczy. Poczucie winy nadal wypełniało ją całą. Spojrzała najpierw na Draco, który ze wściekłą miną wpatrywał się w Harry'ego. Przerzuciła więc swój wzrok na niego, lecz nad zwłokami Ginny stała inna osoba…
    Nagle drzwi z hukiem wyleciały z zawiasów, a wokół domu słychać było dźwięki teleportacji. Pierwszy wbiegł jakiś młody auror i to właśnie on zaklęciem powalił Rona Weasleya, który upadł na ciało swojej siostry.
    W pomieszczeniu znalazł się Harry. Nie rozglądając się zbytnio ruszył w stronę zakładników.
    – Hermiono, przykro mi, nie wiem, jak to się stało! – powiedział klękając przy Hermionie. Wyszeptał jakieś zaklęcie, a więzy poluźniły się. – Znaliśmy się tyle lat… Wiem,  że ci trudno, załatwimy ci dobrego psychologa. – Dalej szeptał w międzyczasie jakieś zaklęcia. Potem zwrócił się do Draco: – Wiedziałem, że jesteś czysty, coś tu nie pasowało…
    – Panie Potter… – zawołał niepewnie młody auror.
    – Za chwilę, Bill – odparł Harry. – Hermiona musisz się trzymać, oboje z Ginny pomożemy ci, jak będziemy tylko mogli.
    – Panie Potter, proszę spojrzeć!
     Harry nieco zirytowany odwrócił się w stronę kolegi z pracy. Hermiona nie widziała już jego wyrazu twarzy. Wstał i ruszył w kierunku ciała swojej żony. Tuż przy niej padł na kolana. Ujął jej dłoń, którą trzymała na brzuchu i zaczął całować delikatnie. Można było usłyszeć, że płacze.
    Do domu wleciała piękna, śnieżnobiała, ogromna sowa i usiadła na ramieniu Pottera. Do nóżki miała przywiązany list. Ostatnią wiadomość Ginny Weasley.
   
    "Harry to Ron! Ta chatka w lesie to jego posiadłość. Kupił ją już dawno, niedługo po skończeniu szkoły. To on! Jest pewnie w ministerstwie! Biegnę ostrzec Hermionę.
    Kocham Cię najmocniej!"

15 komentarzy:

  1. Ło matko-wariatko, lecę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ron...podejrzewałam go, a odkąd zaczęłam czytać, było to oczywiste. Tylko zbyt łatwe, niezaskakujące :-\ czuje jakiś zawód mimo wszystko. Jedyną nadzieję pokładam w epilogu. Mam wrażenie, że pisałaś to na szybko :-( masz trochę literówek, powtórzeń i błędów stylistycznych. Jak chcesz je poprawić to wyślij mi rozdział w pliku Google ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że to spaliłam. Od początku miałam poustawiane co, dlaczego, gdzie i jak. Trudno było mi to zmienić. ;) Myślałam, żeby wrobić kogoś innego, ale nie wiedziałam jakie tam dać motywacje... Epilog to bardziej wyjaśnienia. Co stało się z bohaterami dalej. :)

      Usuń
  3. Tak myślałam, że to Ron! A Ginny... Jejku, nie wierzę, że ją zabił!
    Świetny rozdział, kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie! Nie wierzę w to... Wiedziałam, że to nie może być Harry, Rona też się na początku nie spodziewałam, ale potem w trakcie czytania jak 'Harry' coś mówił, to przypominało to Rona. Świetnie to wszystko wykreowałaś. Ale nie rozumiem jak Ron mógł zabić Ginny, smutne. Czekam teraz na epilog. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Wiedzieli, że jeżeli spróbują się ruszyć, liny zacisnął się jeszcze bardziej, a już teraz trudem oddychali" -> zacisną i oddychali z trudem ;)
    Nie mam zbyt wiele czasu, bo wypisałabym wszystkie błędy, które rzuciły mi się w oczy. Może nadrobię to, jak tylko znajdę ten nieszczęsny czas ;)
    Ojeny, Ginny :’(
    Kurczaki, miałam nadzieję, że to jednak nie będzie Ron :c nie żebym go jakoś lubiła, ale to zawsze on jest tym złym. Miałaś taki wspaniały pomysł na opowiadanie, naprawdę bardzo oryginalny, dlaczego nie mogłaś być oryginalna w stu procentach i zrobić mordercą kogoś innego? No cóż, muszę się z tym pogodzić, ale i tak jestem zachwycona całym opowiadaniem <3 zastanawia mnie jednak, co nim kierowało. Musiał mieć naprawdę poważne zaburzenia psychiczne, skoro zabił siostrę, chciał wrobić przyjaciela i zabić żonę... liczę, ze epilog zaspokoi moją ciekawość i że pojawi się już wkrótce, bo czekam na niego z niecierpliwością :D
    Przesyłam Ci wiadro weny i całusy,
    Ciocia Bella ;**
    http://narcyza-i-lucjusz-learn-to-love-again.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. ooooooo !!!!!!! nie wierzę !!!! ale mimo wszystko wiedziałam, że to nie mógł być Potter !

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę przyznać, że bardzo oryginalne opowiadanie. Bardzo mi się podoba i liczę na happy end z Hermioną i Draco :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zabiłaś Ginny? :o
    Jak mogłaś jej to zrobić? Jak mogłaś zrobić to Harry'emu? I jeszcze Lily. W dodatku okazało się, że za tym wszystkim stoi Ron. Jesteś prawdziwą wariatką :D
    Lecę czytać epilog. Chyba niczym już mnie nie zaskoczysz, chyba :D :*

    OdpowiedzUsuń
  9. O, Merlinie. Jestem w szoku. W głębokim szoku i ciężko napisać mi chociaż jedno słowo.
    Najbardziej wzruszyła mnie śmierć Ginny i małej Lily, nie wyobrażam sobie bólu Harry'ego, który w tamtym momencie musiał poczuć. Pomyśleć, że moje przypuszczenia z pierwszego rozdziału trzeciej części okazały się prawie trafne... To było naprawdę strasznie zagmatwane, ale o to w tym chyba chodziło. W końcu moje podejrzenia zmieniały się jak w kalejdoskopie.
    Niezrozumiałym jest dla mnie tylko to, czemu Ron zabił Agnes i generalnie brakuje jakichś głębszych wyjaśnień. Przepraszam, że tak krótko, ale na pewno nadrobię to pod epilogiem!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć. Twoja historia którą napisałaś zaskoczyła mnie pozytywnie. wcześniej nie czytałam opowiadania o takiej tematyce. Ale osoba która okazała się zabójcą, no tym to mnie zaskoczyłaś. Ogólnie nie spodziewałam się że tak to zakończysz. :) Szkoda tylko że Ginny zginęła. :( Większych błędów nie widziałam, czasem tylko jakaś literówka się zdarzyła. Ale to może się zdarzyć każdemu i nawet nie raziło to w oczy. ;) Kończąc opowiadanie było naprawdę cudowne. Myślę że powinnaś pisać dalej i to w tej tematyce. ;)
    Pozdrawiam Aga W :*

    OdpowiedzUsuń
  11. WIEDZIAŁAM, ŻE TO RON! WIEDZIAŁAM! O MATKO, ALE SIĘ TRZĘSĘ.
    twoje opowiadanie jest cudowne, nigdy nie przestawaj pisać!
    Życzę powodzenia w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  12. Od początku miałam ogromną nadzieję, że to Ron. W sumie nie było żadnych faktów, które mogłyby go obciążyć ale wierzyłam, że to Ron - maniak Dramione się kłania :p

    O opowiadaniu słyszałam już jakiś czas temu ale...jakoś nie chciało mi się go przeczytać, sama nie wiem czemu. Dzisiaj w końcu mnie natchnęło i nie żałuję.

    OdpowiedzUsuń